Wtorkowy wieczór, krótko po godzinie 19 eksplodują trzy ładunki
wybuchowe ukryte
w przydrożnym żywopłocie. Dokładnie w momencie, gdy obok przejeżdża autokar
przewożący piłkarzy BVB na ćwierćfinał Ligi Mistrzów z AS Monaco. Ranny został
hiszpański obrońca Marc Bartra (jest już po operacji złamanej ręki) oraz policjant,
który jechał na motocyklu przed autobusem.
Całe
Niemcy w szoku. Cały piłkarski świat również… Tym bardziej, że do eksplozji
doszło 10 km od stadionu. Celem tego (najprawdopodobniej) ataku
terrorystycznego, byli więc piłkarze słynnego klubu. Oczywiste jest jednak, że
w obliczu tej sytuacji, również kibice nie mogą się czuć bezpiecznie…
Jak
twierdzi niemiecka prokuratura, w znalezionych w pobliżu miejsca wybuchu pismach,
zażądano wycofania z Syrii i zamknięcia bazy Ramstein.
A
zatem – brutalne wtargnięcie polityki na sportowe areny, staje się faktem na
naszych oczach. Bardzo smutnym i wręcz przygnębiającym faktem…
Nie wygląda to wszystko już tak beztrosko, jak mogłaby
wyglądać, jak byśmy sobie tego życzyli....
Bo ktoś chce nam zabrać radość, spokój, poczucie
bezpieczeństwa. Zepsuć piłkarskie święto. Dając w zamian strach.
Przeczytałam dziesiątki komentarzy, kilka artykułów.
Przygnębiające - takiego określenia użyłabym, gdybym miała je streścić jednym
słowem.
Niby sport i polityka nie mają ze sobą zbyt wiele
wspólnego ...
A jednak! Ostanie wydarzenia z Dortmundu aż nazbyt
wyraźnie pokazują, że polityka, religia i odmienny światopogląd, może
bezpośrednio oddziaływać na świat sportu. Świat, który jeszcze do niedawna
wydawał się być niczym bezpieczna wyspa, pośród oceanu różnic i podziałów.
Świat niemal idealny...
Sport rządzi się swoimi prawami i równą miarą
mierzy wszystkich, bez względu na status społeczny, pochodzenie, wyznawana
religię czy kolor skóry. Mistrzem może być każdy, pod warunkiem, że w sportowej
walce pokona innych - wyżej skoczy, szybciej pobiegnie, lepiej rozegra mecz...
Początki sportowej rywalizacja sięgają czasów
antycznych, a na czas jej trwania, zaprzestawano wojen. Zaczynało się wielkie
święto, na które wszyscy czekali, by wspólnie oglądać sportowe
zmagania i dobrze się bawić. W pokojowej i radosnej atmosferze - nie w strachu.
Tak było przez wieki.
Czy taka formuła wszelkiego rodzaju igrzysk,
mistrzostw, zawodów, po wtorkowym zamachu w Niemczech, jest już nie aktualna?
Czy od tego momentu ta sielankowa
atmosfera zniknie bezpowrotnie, ustępując miejsca obawom, lękowi, niepewności...?
Czy takie daty, jak 13 listopada 2015 r. (Ewakuacja
stadionu Stade de France po meczu Francji z Niemcami), 17 listopada 2015 r. (kiedy to ewakuowano stadion w Hanoverze, tuż
przed mającym się na nim odbyć towarzyskim spotkaniem Niemcy – Holandia) i wreszcie
11 kwietnia 2017 r., staną się przełomowe? Staną się tymi momentami w historii
futbolu, od których zmieni się sposób postrzegania meczów piłkarskich, a w
zasadzie wszelkiego rodzaju imprez masowych?
Jasne, że takie imprezy zawsze były obarczone pewnym
pierwiastkiem ryzyka, związanego chociażby z możliwością wybuchu paniki, nie
mówiąc już o realnym zagrożeniu związanym z zamachem ze strony jakiegoś
szaleńca, czy terrorysty.
Jednak do tej pory przeciętny kibic czy piłkarz wybierający
się na mecz, raczej zastanawiał się nad jego wynikiem, nie zaś nad tym,
czy z tego meczu uda mu się wrócić bezpiecznie do domu...
Wydaje się, że pod tym względem wszystko się zmieniło
i nic już nie będzie takie samo. Skończyła się pewna epoka...
Brzmi to mało optymistycznie, ale trudno oczekiwać, że
nagle ktoś znajdzie rozwiązanie, które gwarantowałoby stuprocentowe
bezpieczeństwo zarówno kibiców, jak i zawodników.
Obym się myliła...