PO HASIM - ZGLISZCZA I FERMENT
Od samego początku
przy Łazienkowskiej 3, Besnik Hasi nie miał dobrej prasy, zbyt wielu
zwolenników i jakoś szczególnie nie dawał się lubić. Ale dopiero teraz, po tym
jak pociągnął Legię na dolne rejony tabeli, po żenującym występie jego
podopiecznych w pierwszym starciu fazy grupowej LM, po tym jak skompromitował
się niemal w każdym wywiadzie i konferencji - na głowę byłego już szkoleniowca
Legii, wylewane są kolejne wiadra pomyj, a krytyka i nieprzychylne opinie o nim,
płyną wciąż szerokim i rwącym strumieniem.
Albański
najemnik, dla którego liczyły się tylko pieniądze (choć ten akurat zarzut z
klasą odparł sam zainteresowany, rezygnując z połowy gwarantowanej sumy, którą
miał otrzymać w przypadku zerwania kontraktu). Toksyczna osobowość, konfliktowy
charakter – takie opinie najczęściej można usłyszeć o byłym już szkoleniowcu
Legionistów. Poza tym, w żaden sposób nie związany ani z Legią, ani z Polską.
Taki typowy, biznesowy „deal” – kalkulacja i zimne wyrachowanie, żadnych
sentymentów. W sumie – całkiem uczciwy układ. Gdybyż jeszcze przyniosło to pożądane
efekty, gdybyż ten układ się sprawdził! Niestety, dość, że Hasi w roli trenera
Wojskowych wypadł beznadziejnie, a statystyki są dla niego wręcz miażdżące, to
dodatkowo jeszcze pozostawił po sobie zgliszcza na boisku i ferment w szatni.
Nie tylko nie stworzył nowej, lepszej drużyny (wkomponowując nowo pozyskanych zawodników),
ale także udało mu się zniszczyć aż do fundamentów to, co pozostawił po sobie Stanisław
Czerczesow.
Szatnia
Legii jest zlepkiem piłkarzy, którzy nie są ze sobą w żaden sposób zgrani, to
nie są ludzie, którzy stanowią monolit, prawdziwą drużynę. Nie ma mowy o
jakiejś znaczącej integracji, na boisku nie czuć przysłowiowej chemii między
piłkarzami. Zamiast zrozumienia – dezorientacja, zamiast planu i pomysłu –
chaos, zamiast radości gry – frustracja i bezradność… Legijny krajobraz po
Hasim, wygląda wręcz beznadziejnie. Totalna destrukcja, bałagan, zgliszcza i
ferment. Niełatwo będzie coś takiego posprzątać. Na horyzoncie widać już jednak
dwóch chętnych…
LEGIA
ZAPISANA W KODZIE DNA, MIŁOŚĆ DO NIEJ – WYRYTA W SERCU
Na tle
znienawidzonego przez kibiców i wyszydzanego na każdym kroku Albańczyka, jego potencjalni następcy jawią nam się
niczym para świetlistych aniołów, śpieszących Legii na ratunek. Czarny
charakter, kontra bohaterowie bez skazy, w dodatku mający miłość i przywiązanie
do klubu zapisane w DNA i w sercu. Aleksandar Vuković i Jacek Magiera, to ludzie
związani z Legią, współpracujący z nią na przestrzeni wielu lat, wiążący ze
stołecznym klubem swoją przyszłość. Znani przez zarząd, lubiani przez kibiców,
szanowani przez piłkarzy. Zresztą sami jeszcze niedawno w tej roli występowali
– broniąc barw Legii na boisku.
Mają więc
świadomość tego, jakie w Warszawie są
warunki, oczekiwania, generalnie mają świetny przegląd sytuacji i rozeznanie,
jakiego nie miał ich poprzednik. W większości przypadków odpada także bariera
językowa, czy nieznajomość z zawodnikami. Wydaje się, że pomimo bardzo napiętej
sytuacji i stresujących okoliczności, nowi trenerzy powinni dość szybko i
płynnie wpasować się w nową rolę i tym samym doprowadzić do poprawy sytuacji.
Bo że takowa poprawa nastąpi, wątpliwości dziś chyba nie ma nikt. Wszak gorzej
już chyba być nie może…
Pytanie
tylko, czy plan naprawczy okaże się wystarczająco skuteczny i czy uda się go w
stu procentach zrealizować – a przynajmniej na tyle, aby usatysfakcjonować tych
wszystkich, którzy pokładają w nim ogromne nadzieje? Może to być trudne.
Dlaczego? Ponieważ w Warszawie oczekiwania są zbyt wielkie, a cierpliwość zbyt
mała… Mam wrażenie, że zdruzgotani kibice oczekują cudu, jakiegoś magicznego
dotknięcia czarodziejską różdżką, a zdesperowani właściciele Legii – czegoś w
rodzaju antidotum na zatrutą przez Hasiego atmosferę w drużynie i wokół niej… (...)
Cały artykuł możecie przeczytać na MFM - KLIKNIJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz