Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 14 lutego 2017

Dramatu nie będzie. Co w takim razie zobaczymy wiosną w europejskich pucharach?


 
W wywiadzie niedawno udzielonym dla pisma Ajax Life, Arkadiusz Milk stwierdził, że Ajax ma więcej jakości niż Legia. Jednocześnie przestrzegał swój były klub przed tym, że warszawska drużyna potrafi być  zabójczo skuteczna w strzelaniu goli z kontry – o czym mógł się przekonać  wielki Real Madryt, czy też  Borussia Dortmund. Myślę jednak, że w Amsterdamie i bez uwag polskiego snajpera doskonale wiedzą, że na lekceważenie Legii nie mogą sobie pozwolić. Generalnie szanse obu drużyn oceniane są pół na pół, z delikatną jednak przewagą na korzyść Holendrów.

Kto więc awansuje i powalczy dalej, a kto będzie musiał przełknąć gorycz porażki?

Dla Legii byłaby to już druga z rzędu lekcja futbolu, udzielona jej przez Ajax. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie takiej sytuacji – nie teraz, gdy w Legii wreszcie wszystko zaczyna tak sensownie się układać (przynajmniej w szatni i na boisku; o „gabinetach” nie mówię). Poza tym, teraz Legia jest silniejsza, niż dwa lata temu. Na pewno też mądrzejsza o pucharowe doświadczenia i bardziej dojrzała. No i – co najważniejsze – ma na ławce trenerskiej fantastycznego szkoleniowca, a w środku ofensywy świetnego gracza, który zrobi wszystko, by jego klub mógł kontynuować swoją przygodę w europejskich pucharach. Dla mnie to są dwa kluczowe atuty polskiego klubu, których zabrakło w Legii przed dwoma laty.
 
Jasne, że takich jasnych punktów i argumentów „na plus” jest znacznie więcej. Nie zapominam o takich nazwiskach, jak chociażby Odjidja-Ofoe, Pazdan, Guilherme, Hloušek. Wielkie nadzieje pokładane też są w nowym nabytku mistrza Polski - Tomáš Necid ma godnie zastąpić dwóch poprzednich napastników, którzy zdecydowali się pożegnać z Warszawą. Pytanie tylko, czy czeski napastnik jest w stanie tak błyskawicznie wkomponować się w ofensywną układankę Jacka Magiery? Przecież zaliczył, grając z nowymi kolegami, zaledwie dwa mecze – sparing w Hiszpanii i ligowe starcie w Arką Gdynia. No i co prawda gola w nich nie strzelił, ale jednak miewał przebłyski, widać że piłka go szuka, a rozgrywający widzą go na boisku.
 

Mimo absencji kilka podstawowych graczy (kontuzjowanych: Rzeźniczaka i Moulina, czy nie mogącego zagrać ze względu na przepisy Jędrzejczyka), Legia ma wciąż ciekawą kadrę, a w niej co najmniej kilku wartościowych graczy. Powinni oni sobie poradzić w czwartek z Holendrami. Wierzę w modrość trenera Magiery i w możliwości jego piłkarzy. Najbardziej jednak liczę na Miroslava Radovića! To w nim upatruję tego, który poprowadzi Legię do tryumfu nad Ajaxem! To w jego umiejętności i szaloną determinację wierzę! To jego zaangażowania nie na 100, a na 200% oczekuję! Jeśli ktoś ma dać impuls do walki, „pociągnąć” drużynę, podtrzymać wiarę w sukces w najtrudniejszych momentach – to będzie to z pewnością Rado!

Rzecz jasna, w szatni ważna będzie praca trenerów, ale gdy zabrzmi pierwszy gwizdek, to kapitan powinien poprowadzić swój zespół we właściwym kierunku. W sobotnim spotkaniu ligowym z Arką Gdynia, Miroslav Radović założył kapitańską opaskę (w zastępstwie Jakuba Rzeźniczaka), myślę że i w czwartek też tak będzie - i że to jeszcze bardziej zmobilizuje go do walki.

A co, jeśli Ajax jednak okaże się lepszy od Legii w dmumeczu 1/16 rozgrywek LE i piłkarzom Jacka Magiery pozostanie już tylko rywalizacja na krajowym podwórku? Zewsząd słyszę głosy, że to starcie, wbrew pozorom, wcale nie jest dla Legii najważniejsze w tym sezonie. „Dramatu nie będzie” – jednogłośnie powtarzają niemal wszyscy… Priorytety są zgoła inne - najważniejsza jest liga i jej wygranie, które umożliwi powtórną walkę w kwalifikacjach Ligi Mistrzów.
Może i ewentualne odpadnięcie Legii dramatem by nie było, może w oficjalnych wypowiedziach zarówno działacze, piłkarze, jak i sam trener podkreślają, że to liga jest najważniejsza  i obronienie mistrzostwa Polski... Ale tak po cichu, gdzieś  w głębi serca, to każdy z nich wie, że los nie bez powodu postawił po raz kolejny właśnie Ajax na drodze Legionistów. A najbardziej zdaje sobie z tego sprawę mój ulubiony piłkarz w Legii, który poprzednie spotkanie w Amsterdamie oglądał z trybun, choć miał w nim zagrać... Radović ma tutaj coś do udowodnienia - sobie i wszystkim w Legii. Jeśli nie poprowadzi Legii do zwycięstwa, to będzie to jego osobista porażka i wielkie rozczarowanie dla kibiców. A dla mnie w szczególności – nigdy nie wybaczyłam Henningowi Bergowi tego, że w tak ważnym dla Legii momencie, wysłał jej najlepszego zawodnika na trybuny, mimo, że ten był gotowy na mecz i z pewnością zrobiłby wszystko, by godnie się pożegnać z kibicami prze wyjazdem do Chin. Norweg jednak wolał unieść się honorem i swoje prywatne urazy postawił nad dobro drużyny. Nigdy nie zapomnę miny wściekłego i bezradnego Radovića, śledzącego poczynania swoich kolegów z trybun... Musiał wtedy patrzeć, jak drużyna, której był do tej pory motorem napędowym i mózgiem, próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości, już bez niego. Mogę się tylko domyślać, jak paskudnie Rado musiał się wtedy czuć i jak bardzo żałował, że nie może pomóc kolegom na murawie. Niby na własne życzenie, niby z jego „winy”…  A jednak scenariusz na tamten wieczór można było napisać inaczej, obsadzając Miro w roli głównej. Ale nie ma co już dalej dywagować, „co by było gdyby”. Lepiej skupić się na tym, co przed nami.

Los podarował Legii i Rado drugą szansę, zmarnować ją, byłoby wielkim grzechem! Tak to widzę.

Minęły dwa lata, historia zatoczyła koło – a 33-letni serbski pomocnik, dziś ma świadomość, że wszystkie oczy kibiców Legii będą skierowane przede wszystkim na niego i że to on powinien dać impuls pozwalający drużynie pokonać utytułowanego  i bardziej doświadczonego rywala. To spotkanie, w kontekście całej tej otoczki z chińskim transferem Radovića w tle, urasta dla mnie niemalże do rangi symbolu i sprawia, że w tygodniu obfitującym w - o wiele bardziej prestiżowe - mecze pucharowe, najbardziej czekam na czwartkowe starcie Legii z Ajaxem właśnie! 
 
Nawet starcie Bayernu z Arsenalem nie wzbudza we mnie takich emocji, jak to, co się wydarzy przy Łazienkowskiej… Nawet szlagier, na jaki się zapowiada pojedynek Napoli z Realem, nie wydaje mi się aż tak atrakcyjny, jak ten, w którym jedną z głównych ról odegra polska drużyna. Mimo, że ostatnie popisy Piotra Zielińskiego w barwach Napoli sprawiają, że piłkarska środa w Lidze Mistrzów może być dniem, w którym karty rozdawać będą Polacy.
 
A przecież jest jeszcze dzisiejsze spotkanie Borussi Dortmund z Benficą, w którym najprawdopodobniej wystąpi wracający po krótkiej przerwie spowodowanej kontuzją pleców, Łukasz Piszczek.
 Szkoda tylko, że w drugim wtorkowym spotkaniu LM (Paris Saint-Germain), nie zobaczymy jeszcze jednego z naszych reprezentantów, bo wtedy to już w ogóle można by mówić o czymś w rodzaju polskiej ofensywy na LM. W każdym z czterech spotkań rozegranych w tym tygodniu, moglibyśmy podziwiać grę naszych rodaków. Niestety, Grzegorz Krychowiak obejrzy to spotkanie z trybun, trener Emery nie znalazł dla niego miejsca w składzie… Trudno, może w rewanżu „Krycha” już się  pojawi? Trzymam za niego kciuki i czekam na jego powrót w wielkim stylu!
(...)