Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 29 września 2015

DŁUGI LIGOWY WEEKEND ZA NAMI. CZAS NA ZMAGANIA LM I LE. A W TLE JUŻ MYŚLIMY O MECZACH REPREZENTACJI...

MEDIALNE SZALENSTWO Z RL9  - I JAK TU TERAZ WYCISZYĆ EMOCJE?

Apetyt rośnie w miarę jedzenia - coś w tym jest. A jeśli chodzi o patrzenie? Na dobry mecz, na wyjątkowego zawodnika, na wspaniałe widowisko? Sytuacja analogiczna - piękne boiskowe widoki sprawiają, że... chcemy takich obrazków więcej i więcej! I coraz trudniej nas zadowolić. Bo tak jak po spróbowaniu  tiramisu, czy bezowego tortu, przestajemy być zainteresowani zwykłą drożdżówką, tak po słynnym pięciopaku w 9 minut, nie zwali nas z nóg "zwykły" hat trick, czy nawet zdemolowanie przeciwnika, z którym wygrywa się różnicą 5 - 6 bramek na przykład...
Do czego zmierzam?
Chciałabym podkreślić, jak bardzo zmienia się optyka kogoś, kto karmiony na co dzień przeciętnością, nagle  posmakował czegoś z wyższej półki, czegoś wyjątkowego... Chciałabym zauważyć, jak bardzo przez ten ostatni  tydzień zmieniliśmy się my, Polacy - na fali euforycznego wręcz uniesienia spowodowanego nieprawdopodobnym wyczynem RL9...
Tej fali dali się chyba ponieść już chyba wszyscy, poczynając od dziennikarzy (co zrozumiałe), poprzez wszelkiego rodzaju "ekspertów" dzielących się swoją fachową opinią na forach internetowych, kończąc na rozmowach  Kowalskich z Nowakami w tramwajach, sklepach, windach...
Dałam się niej ponieść również ja... choć coraz wyraźniej dociera do mnie, że czas najwyższy przestawić się już na opcję raczej chłodnego i w miarę obiektywnego obserwowania futbolowej rzeczywistości. Czas uzmysłowić sobie, że chwile takie, jak te, które mieliśmy okazje przeżywać w ciągu minionego tygodnia, to nie będzie od teraz nasz chleb powszedni, tylko raczej coś, co i owszem zdarza się co jakiś czas, ale czego z pewnością nie należy oczekiwać po każdym występie naszego czołowego snajpera.
Fakt, Lewandowski w meczu z Wolfsburgiem sam sobie bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę, a występem z Mainz tylko potwierdził, że jest na fali... I teraz już niemal każdy chce oglądać tylko takie  mecze i takie jego występy, które na trwale zapisują się w historii, nie tylko Bundesligi. A przecież tak nie będzie, tak się nie da...


POWOLI ZACZYNAMY MYŚLEĆ O KADRZE...

Mówiłam o zmianie optyki. No tak, staliśmy się większymi optymistami, z większą nadzieją patrzymy w futbolową przyszłość, zwłaszcza w kontekście dokonań i możliwości naszej reprezentacji. Na mecze ze Szkocją i Irlandią czekamy z niecierpliwością i  jeszcze większym podekscytowaniem, niż wcześniej. Zobaczymy, jak to wszystko będzie wyglądać już za kilkanaście dni.
Tymczasem z uwagą obserwujemy dokonania i formę naszych kadrowiczów w ich klubowych występach. Wszystkich, nie tylko Lewandowskiego. Bo choć ten tydzień bez wątpienia medialnie należał w 99% do niego właśnie, to jednak w pojedynkę z Wyspiarzami nawet on sobie nie poradzi. Musi mieć wsparcie. Obserwując występy naszych czołowych reprezentantów i wyniki tych najbardziej interesujących nas spotkań, możemy chyba być umiarkowanie zadowoleni. No w każdym razie wygląda to wszystko obiecująco, choć oczywiście znajdą się też powody do niepokoju, choćby o prawą obronę (słaba forma Olkowskiego i absencja Piszczka w ostatnich meczach Borussi). Tak w ogóle, to cała nasza defensywa stanowi w dalszym ciągu jedną wielką niewiadomą. Dobrze że przynajmniej bramkarzy wciąż mamy solidnych. No i jeszcze ostatni występ Rybusa w tej formacji może napawać optymizmem. Do gry po kontuzji wrócił także Pazdan. Miejmy nadzieję,  że będzie się prezentował u boku Glika co najmniej tak samo dobrze, jak ostatnio.
Zdecydowanie lepiej sytuacja wygląda na środku pola i w ataku. Jeśli Grosicki nie obniży poziomu reprezentowanego w ostatnich występach kadrowych, a Błaszczykowski potwierdzi rosnącą formę, którą pokazuje w spotkaniach Fiorentiny, to o skrzydła powinniśmy być spokojni. Podobnie jak o napastników - Milik i Lewandowski wciąż w formie, a ich kluby wygrywają. Czyli norma. Jest dobrze i tak trzymać Panowie! ;)

TERAZ CZAS NA ZAPREZENTOWANIE SIĘ W EUROPEJSKICH PUCHARACH...

Ale, ale - nie tak szybko do tej kadry pędźmy, bo po drodze nasi bohaterowie mają jeszcze do pokonania rywali w europejskich pucharach. Najpierw Liga Mistrzów. O Lewandowskiego i spółkę z Monachium się nie martwię - Bayern powinien łatwo uporać się u siebie z Dinamo Zagrzeb. Podobnie rzecz się ma z wyjazdowym spotkaniem klubu powracająceg po kontuzji Wojciecha Szczęsnego - AS Roma zmierzy się z Bate Borisov. Choć tutaj istnieje większe prawdopodobieństwo, że klub z Białorusi może sprawić jakąś niespodziankę.
Dużo trudniejsze zadanie wydaje się mieć grający w barwach Sevilli Grzegorz Krychowiak, który w środę uda się do Turynu, by spróbować zdobyć punkty z Juventusem. Bukmacherzy zdecydowanie stawiają na Włochów, choć ci, delikatnie mówiąc, nie zachwycają w lidze (zaledwie 15 lokata po 6 kolejkach).

No i na koniec Liga Europy i nasze dwa rodzynki  - Legia i Lech...
I w tym miejscu należałoby zrobić przerwę  na głęboki wdech i chwilę zadumy...
Co powiedzieć o sytuacji i atmosferze w tych klubach, które miały być naszą nadzieją na choćby namiastkę tych emocji, które są udziałem kibiców z innych krajów...? 
Wciąż niby ta nadzieja teoretycznie jest. Wciąż jest szansa na sukces, ale obecne wyniki i dokonania ligowe nie napawają optymizmem.
Legia gra w kratkę. Miewa przebłyski, ale do stabilizacji formy daleko. Podobnie jak do pewniaka na ławce trenerskiej. Dotychczas był nim Henning Berg, wydawało się że nie do ruszenia, mimo wszystko. Dziś już głośno się mówi o zaawansowanych rozmowach ze Stanisławem  Czerczesowem, rosyjskim trenerem słynącym z zamiłowania do żelaznej dyscypliny i całkowitego podporządkowania sobie zawodników...
Kto wie, może tego właśnie Legionistom brakuje - takiego rosyjskiego bata...? To się okaże... Pod warunkiem, że dojdzie do podpisania kontraktu. Bo tego, że rozmowy się odbyły, nie zaprzecza nawet sam prezes Legii.

A Lech?
Jak to Lech, bez zmian, bez polotu, bez emocji, bez efektów. Niezmiennie bezradny i niezdolny do zwycięstw. Co najwyżej do remisu - jak ostatnio w lidze i jak ostatnio w pucharach. No i jak ostatnio pod wodzą smutnego i bezradnego Macieja Skorży, którego pozycja jednak (o dziwo) wydaje się nie zagrożona...

I choć na świecie to wtorek i środa będą rozpalać największe emocje, to ja z największą niecierpliwością czekam na czwartek...
No tak. Tak już mam.
I jeśli powiem, że w obecnej sytuacji ja nadal będę czekać na te czwartkowe mecze z nadzieją... to zapewne narażę się na kpiny i szyderstwa.
Klimat w obydwu naszych klubach jest nieciekawy, fakt. Forma piłkarzy - wiadomo. Rywale, FC Basel w przypadku Lecha i Napoli jeśli chodzi o Legię - może nie najmocniejsi, ale to solidne europejskie kluby, których poziom zdecydowanie przewyższa ten, który prezentuje beniaminek Ekstraklasy... A z nim, jak wiadomo, Legia nie była w stanie ostatnio sobie poradzić. Remis z Termaliką to było wszystko, na co stać wice mistrza Polski. Mistrz Polski także tylko zremisował ze słabiutkim Górnikiem Zabrze...
W dodatku to zamieszanie wokół tematu zmiany na ławkach trenerskich...
Atmosfera nie jest dobra, nie sprzyja spokojnej koncentracji i dobremu przygotowaniu mentalnemu do takich ważnych spotkań. Jednak ja wciąż nie tracę nadziei, wiary w to, że w końcu nastąpi przełom...
Czy oprócz mnie jeszcze ktoś w to wierzy?

Byłoby miło - tak zaskoczyć zdołowanych, sfrustrowanych i wątpiących kibiców...
Pomyślcie o tym Panowie z Poznania i Warszawy...
Bo cała Polska na Was patrzy, mimo wszystko...

wtorek, 22 września 2015

LEWANDOWSKI PO DRODZE NA OCTOBERFEST MASAKRUJE WOLFSBURG - CZYLI PROROCZE WIZJE BLONDYNKI... ;)

Chyba tylko Blondynka, a właściwie niepoprawna, szalona wręcz futbolowa optymistka, mogła coś takiego wymyśleć... ;)))
To nie były pobożne życzenia, tylko zwykła w tej sytuacji wiara w to, że Lewandowski po raz kolejny dobrze się zaprezentuje, ba - że w ogóle wejdzie na boisko z tej ławki... 
Mecze Bayernu w zasadzie oglądam tylko wtedy, gdy gra Robert...
Bez niego, to już nie to.
W zapowiedziach przedmeczowych można było przeczytać, że jeśli zawodnicy Bayernu wygrają dziś, będą mogli się udać wcześniej na Octoberfest... ;)
Bawarskie święto piwa zaczęło się jednak dla Monachijczyków źle...
 
Bayern przegrywał z Wolfsburgiem 0:1 do przerwy...
Zerkałam na Relację na żywo - w Onet.
Dosłownie na kilka chwil przed pierwszym gwizdkiem drugiej połowy, napisałam taki oto post:


~nikita :       
WEJŚCIE SMOKA - czas, by ktoś uratował świąteczny wieczór w Bawarii. No ale żeby sami Niemcy nie dali rady, tylko Polaka potrzeba.... ;)
Robert, jeśli Pep ma choć trochę instynktu samozachowawczego, to nie będzie czekał i wchodzisz zaraz po przerwie!
I niech to będzie prawdziwe Wejście Smoka!!! ;)

Pokaż chłopakom z Monachium, że bez Ciebie, to nie tylko meczyk ale nawet Octoberfest i piwo tracą smak... ;)
          
dzisiaj 21:01 | ocena: 95%
           
 
Link tutaj.
 
Po przerwie Guardiola rzeczywiście zrobił od razu dwie zmiany, jednym z wchodzących zawodników był Lewandowski.
Resztę historii chyba znają już wszyscy - po około 15 minutach było już 5:1 dla Bayernu.
5 goli Roberta - w 9 minut. Najszybszy hat trick w historii Bundesligi...
Co jeszcze?
Całe mnóstwo radości i frajdy z oglądania TAKIEGO show piłkarskiego!!! One Men Show ;)
Prawdziwy fenomen, czary i magia...
Brawo Robert Lewandowski!!!!!!!!!!!!
 
ps. Jednak aż takiego wspaniałego, efektownego i efektywnego, fenomenalnego wręcz, cudownego... odzewu Roberta na... mój wpis, to się nie spodziewałam... ;))))))))))))))
WEJŚCIE SMOKA? Najlepsze z możliwych, najbardziej szalone, jakie widziałam na boisku ;)
 
 

niedziela, 20 września 2015

LEGIA NOKAUTUJE, CHORZÓW W SZOKU - CYTATY Z WCZORAJSZEO FORUM, ZAMIAST KOMENTARZA...

0:3 w 12 minut. Ruch Chorzów na deskach. Ostateczny wynik 1:4 dla Legii.
Nie mogłam sobie odmówić "komentarza", chociaż będzie on nietypowy, powstał... przed meczem... ;)
Kto nie wierzy, może sprawdzić tutaj

Pozwoliłam sobie skopiować:

A co, jeśli się okaże, że... to cały świat się myli, a trener Berg ma rację? ;)
Wszyscy wytykają mu błędy - których on nie dostrzega. Wszyscy go namiętnie zwalniają na wszelkich możliwych forach piłkarskich - a on spokojnie wypełnia kontrakt. Wszyscy krytykują piłkarzy Legii - a on uparcie
twierdzi, że w nich wierzy... Wszystkich ponoszą emocje - a on z tajemniczym uśmieszkiem Sfinksa pozostaje niewzruszony...
Może więc rzeczywiście Norweg wie co robi, choć nikt poza nim nie widzi w tym sensu i logiki? Może więc (skoro sytuacja Legii wcale nie jest dramatyczna, ani w Ekstraklasie, ani w LE - dopiero JEDEN mecz...), nie należałoby jeszcze skreślać kogoś, kto przecież cały czas ma jeszcze szanse osiągnąć sukces i to na trzech frontach... Fakt, jego zachowanie i wypowiedzi bywają irytujące. Jego decyzje czasem nie zrozumiałe... Ale.. Może w tym szaleństwie jest metoda?

wczoraj 13:22

Tak sobie jeszcze pomyślałam, że największym grzechem Henninga Berga nie są wcale bardzo złe wyniki (a za to przede wszystkim powinien być oceniany), ale brak umiejętności krytycznego spojrzenia na swoich piłkarzy i na siebie samego przede wszystkim...
Myślę, że rozczarowanym słabszym meczem
kibicom, łatwiej byłoby przetrawić porażkę, gdyby przy tej okazji trener chociaż raz otwarcie przyznał się do ewentualnych błędów, przysłowiowo bił się w piersi, a głowę sypał popiołem...
Jednak taka postawa to ewidentnie nie jest jego styl...
Mimo wszystko życzę mu powodzenia, Legii również (bo ma potencjał), zwłaszcza w pucharach!
wczoraj 14:27


sobota, 19 września 2015

LECH I LEGIA POGRĄŻONE W BEZRADOŚCI I NIESKUTECZNOŚCI - CZYLI JAK TO WIDZI NIEGDYSIEJSZA OPTYMISTKA?

Nie ulegam wszechobecnym trendom krytykowania drużyny po każdym przegranym meczu, nawet jeśli to porażka w fatalnym stylu. Mało tego, nawet seria niepowodzeń zespołu nie łamie we mnie wiary w przebudzenie.  Przebudzenie tych, co po boisku biegają, jak i ich przełożonych - trenera , całego sztabu szkoleniowego, zarządu, prezesa...
Jestem cierpliwa.
Jednak nie oznacza to, że jestem także całkowicie bezkrytyczna, czy po prostu ślepa i głucha na niepokojące sygnały. Jasne, że takowe do mnie docierają, ale wiem, że sport, to nie matematyka, gdzie po podstawieniu właściwych danych, prawidłowy wynik mamy pewny i najczęściej natychmiastowy. W sporcie jest inaczej, tutaj trzeba cierpliwie czekać na efekty,  sukces poprzedzany jest przez cały proces przygotowań, treningów, testowania nowych założeń taktycznych, etc. Trener potrzebuje czasu na poukładanie zespołu, zawodnicy muszą zacząć się rozumieć, muszą być zgrani. To zazwyczaj trwa nieco dłużej w przypadku tych zespołów z topu tabeli. Dlaczego? Bo najczęściej tam roszady transferowe są przeprowadzane w największym wymiarze. W słabszych klubach jest na ogół mało zmian personalnych, mniej jest szumu medialnego, mniejsza presja. Za to  panuje większy spokój,zawodnicy się znają, są zgrani.
Może to właśnie dlatego tyle niespodzianek na początku tego sezonu? Teoretycznie słabsze zespoły okupują pierwsze lokaty ligowej tabeli, zaś dawnym faworytom grozi widmo strefy spadkowej. Ta sytuacja powinna się zmienić (i na ogół tak się właśnie dzieje), po kilku kolejkach.
Co jednak,  gdy mija tych kolejek 8, a poprawy nie widać? Co, gdy kibice czekają całe miesiące na piłkarskie święto, jakim powinny być występy polskich drużyn w fazie grupowej Ligii Europy, a w zamian dostają... No właśnie, nawet nie wiadomo jak nazwać ten wczorajszy pokaz zagubienia i bezradności w wykonaniu dwóch polskich drużyn. Odpowiedź jest raczej prosta - skoro nic nie funkcjonuje tak,  jak pierwotnie zakładano, to znaczy, że założenie taktyczne były błędne. Należy więc jak najszybciej je zmienić,  a najlepiej podziękować za współpracę ich autorom...
Tak, tak - wiem, że nie w mojej gestii leży zwalnianie trenerów, ale mam prawo wyrazić swoje zdanie. I dać upust swojemu niezadowoleniu.
Dziś właśnie nadszedł ten moment, gdy głośno należy zadać sobie pierwsze kluczowe pytanie:
Czy przypadkiem nie jest tak, że Maciej Skorża jest trenerem SŁABYM, NIESKUTECZNYM, BEZ CHARAKTERU, NIEUDOLNYM?
Dlaczego? Bo na każdym polu pogrąża się w niemocy, bezradności i marazmie - klasyczna równia pochyla...
Bo nie potrafi ani zastosować efektywnej taktyki, ani też najwyraźniej nie jest w stanie zmotywować zawodników do tego, by pokazali pełnię swoich możliwości. Bo pozwala sobie narzucać zdanie zarządu, który w Poznaniu przejął kompetencje szkoleniowca i sam decyduje o wytypowaniu wyjściowej jedenastki... I tutaj nasuwa się arcyciekawe pytanie - po co w takim razie zatrudniać trenera, płacić mu pensję, skoro okazuje się on być postacią marginalna, zbędną w zasadzie.... Taniej byłoby zatrudnić jakiegoś pana z kotłowni, czy magazynu, który  w roli marionetki sprawdziłby się równie dobrze, co obecny trener Lecha... Ostre to słowa i być może krzywdzące dla pana Skorży, ale jeśli on sam pozwala się tak traktować, to widocznie na nie zasługuje. Jeśli nadal wierzy we własne kompetencje i koncepcje, to niech ma odwagę ich bronić, niech z przekonaniem realizuje to, co wydaje mu się optymalnym rozwiązaniem. Jeśli pozwala sobie narzucać absurdalne pomysły, to raczej nie rokuje dobrze na przyszłość...
Zakladam, że przystanie na warunki i "wytyczne" zarządu, było warunkiem utrzymania posady...
Ale nawet jeśli rzeczywiście plan zadziała, Lech wygra z Jagiellonią, to czy morale zespołu wzrośnie? Szacunek do trenera będzie duży? Atmosfera w drużynie stanie się sielankowa? Śmiem wątpić...
Nietrudno sobie wyobrazić, jak szalonym "autorytetem" musi cieszyć się u swoich piłkarzy ktoś, kto wydaje się być tak bardzo zagubiony, wystraszony i niepewny w swych działaniach, że to aż wzbudza litość ... Współczuję trenerowi Skorży, bo jego sytuacja jest mało komfortowa. Ale o wiele bardziej współczuję samym zawodnikom. - ponieważ ich pracodawcom i zwierzchnikom chyba nieco brakuje nie tylko racjonalnego podejścia do problemu, ale także wyobraźni...
No bo jeśli ktoś upatruje lekarstwa na słabą grę w lidze w tym, by lekceważyć Puchary, to znaczy, że... mamy tutaj do czynienia z kuriozalnym nieporozumieniem. Delikatnie rzecz ujmując... Przecież chyba nawet dziecko jest w stanie zauważyć, że problemem Lecha nie jest forsowne tempo rozrywanych spotkań, fizyczne przemęczenie, tylko fatalna kondycja psychiczna. A jaki jest najlepszy sposób na to, by się mentalnie podbudować, by czerpać radość z gry? Co może być wspanialszego dla piłkarza, co może go bardziej uskrzydlić,  niż smak zwycięskiego meczu, najlepiej prestiżowego?
Poznaniacy mieli doskonałą okazję tego zwycięstwa zasmakować w starciu z CF Belenenses, ale chyba ktoś celowo ich tej szansy pozbawił... Ktoś uznał, że na podbój Ekstraklasy lepszy będzie piłkarz zdołowany, ale za to wypoczęty nieco bardziej...
Nic tylko bić brawo...

Nie jest moim celem obrażanie kogokolwiek. Naprawdę. Jest nim raczej troska o polską piłkę. Chciałabym, by była ona na arenie międzynarodowej reprezentowana z należytą powagą i szacunkiem. Bo w tym miejscu należy zaznaczyć, że występy Lecha Poznań w LE, to już nie są tylko i wyłącznie wewnętrzne sprawy klubu. Taka grająca w pucharach drużyna, firmuje nie tylko swoje klubowe barwy, ale też kraj, z którego pochodzi. Włodarze Lecha powinni o tym pamiętać! Chociażby z szacunku dla kibiców spoza Poznania, którzy kibicowali temu POLSKIEMU klubowi w poszczególnych meczach kolejnych faz eliminacji LE. I bardzo by chcieli kibicować nadal...

Czas na drugie z kluczowych pytań:
Czy przypadkiem nie jest tak, że Henning Berg jest trenerem SŁABYM, NIESKUTECZNYM, BEZ CHARAKTERU, NIEUDOLNYM? Sama już nie wiem. Czytam fora piłkarskie, gdzie kibice Legii zwalniają Norwega na potęgę tak już co najmniej od kilku tygodni... U mnie ten pan miał naprawdę duży kredyt zaufania, mimo wszystko. Dodatkowo jego akcje poszły w górę po tym, jak tuż przed meczem z FC Midtjylland, zadeklarował, że zamierzają walczyć o zwycięstwo z każdym, na każdym froncie.
To ładnie z jego strony, że w przeciwieństwie do trenera Lecha Poznań, zapowiadał walkę, nie zaś kalkulowanie zwane w Poznaniu priorytetami.... Jednak cóż z tego, skoro na szumnych zapowiedziach się kończy, a opłakany efekt wszyscy znamy... ) 0:1 ;( 
A miało być tak pięknie...
Byłam przekonana, że to właśnie rozgrywki w ramach fazy grupowej LE, będą tym przełomem, po którym nastąpi cudowna metamorfoza grającej przeciętnie Legii, w zespół grający efektywnie, ale także efektownie. Niby wciąż jeszcze jest na to szansa, ale ten niemrawy początek, raczej nie napawa optymizmem...
A wracając do osoby trenera Berga... Chyba bym go jeszcze nie skreślala, chociaż chodzą słuchy, że w Warszawie wszystkim  powoli kończy się cierpliwość, włącznie z decydentami... No cóż, w sporcie dziś liczą się przede wszystkim wyniki, a nie okrągłe, nawet najbardziej przekonujące gadki na konferencjach prasowych. Bo przekonania o własnej nieomylności Bergowi nie brakuje, ma facet jakąś koncepcję, pragnie wszystkich przekonać, że jest już bardzo blisko tego właściwego rozwiązania... Pytanie tylko, czy starczy mu czasu na to, by wszystkim udowodnić, że racja leży po jego stronie, nie zaś po stronie tych tysięcy sfrustrowanych kibiców? To się okaże, być może nawet już po tym weekendzie, kiedy to poznamy rozstrzygnięcia najbliższe kolejki Ekstraklasy. Może się bowiem okazać, że 9 kolejka przejdzie do historii, jako ta, po której z posadą musieli się pożegnać dwaj bardzo znani trenerzy...
Czy będzie wśród nich Henning Berg? Czy jednak włodarze Legii uznają, że jest na to za wcześnie?
Przekonamy się już wkrótce. Jedno, co dla mnie jest pewne, to to, że Legia z pewnością ma potencjał, by zaprezentować się w LE co najmniej tak samo dobrze, jak w zeszłym roku. Pytanie tylko, czy trener Berg będzie potrafił ten potencjał wydobyć ze swoich graczy i go uaktywnić? Oby...
Dlaczego dziś byłam tak śmiertelnie poważna, cyniczna wręcz i w niektórych momentach brutalnie krytyczna? Ponieważ naprawdę cieszyłam się na te czwartkowe mecze, byłam przekonana, że piłkarze Lecha i Legii dadzą nam całą masę radości - poprzez swoją grę, ale przede wszystkim skuteczność w zdobywaniu bramek.
A spotkało mnie srogie rozczarowanie. Bo najpierw ktoś w Poznaniu stwierdza, że to co dla mnie jest prawdziwym świętem, esencją klubowego futbolu, dla niego jest nieważne... Potem Legia przegrywa mecz, w którym podobno była...lepszą drużyną. A na koniec bezradny Lech nie może poradzić sobie z beznadziejnie bezbarwnym zespołem z Portugalii...
Biorąc pod uwagę fakt, że w pierwszej rundzie przypadły polskim zespołom potencjalnie najsłabsi w grupie rywale, to raczej trudno z optymizmem patrzeć w przyszłość...
Historia jednak pokazuje, że w futbolu wszystko jest możliwe. Może więc być tak, że do drugiej kolejki (1 października) jeszcze wiele może się zmienić, toteż i moje nastawienie ma szansę wrócić na swoje dawne, optymistyczne tory...
I pozytywnego nastawienia właśnie życzę zarówno sobie, jak i kibicom. :) Ale przede wszystkim życzę tego piłkarzom Lecha Poznań i Legii Warszawa, oraz ich trenerom - ktokolwiek to będzie...



niedziela, 13 września 2015

NIEMOC LECHA I LEGII PRZED PIERWSZĄ BATALIĄ W FAZIE GRUPOWEJ LIGII EUROPEJSKIEJ

Gdy personalnie nasza narodowa reprezentacja zaczynała wyglądać coraz lepiej, a jednak efekty gry były dalekie od oczekiwanych, wszyscy zastanawialiśmy się, gdzie leży przyczyna takiego stanu rzeczy. Tropów, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, nie brakowało.
Wydaje się, że dopiero trener Nawałka znalazł właściwe rozwiązania i odpowiedzi na najbardziej nurtujące zarówno kibiców, jak i samych zawodników, pytania.  Nastąpiło kilka personalnych roszad, z niektórymi reprezentantami musieliśmy się rozstać, na ich miejsce pojawili się nowi. Opaska kapitańska wylądowała na ramieniu Roberta Lewandowskiego - i ten moment wydaje się być kluczowy, w kontekście pozytywnej przemiany kadry. Można powiedzieć, że to był taki punkt zwrotny. Niby wcześniej nic nie stało na przeszkodzie, by drużyna grała efektywnie, a jednak zawsze brakowało tego "czegoś", takiego brakującego elementu układanki...
 
W przypadku naszych dwóch zespołów, które wywalczyły sobie miejsca w fazie grupowej LE, sytuacja jest chyba nieco mniej klarowna i tych brakujących elementów może być więcej. A może wcale tak nie jest, może chodzi o jakąś jedną, konkretną kwestię, jeden problem, którego rozwiązanie odblokuje piłkarzy...?
Zastanówmy się zatem...

TRENER - sternik, pan i władca. Ale także, gdy potrzeba, troskliwy ojciec, który właściwie poprowadzi, da poczucie pewności siebie i wskaże właściwe rozwiązania. Autorytet i budzący szacunek opiekun. Mentor potrafiący pozytywnie nastawić swoją drużynę, natchnąć wolą walki, zmotywować i przekonać, że zwycięzcą może być każdy...
Maciej Skorża i Henning Berg. Czy powyższy opis pasuje do wyżej wymienionych panów...?
Z zewnątrz raczej trudno to oceniać, czy cokolwiek wyrokować, chociaż można by się pokusić o jakieś wnioski. Ja jednak uważam, że jest na to zbyt wcześnie. Warto byłoby zapytać o to samych zawodników...

KAPITAN - przywódca na boisku i autorytet w szatni. Charyzmatyczny i zdolny do poprowadzenia drużyny do zwycięstwa. Za swoim kapitanem wszyscy pozostali zawodnicy powinni chcieć bez namysłu iść jak w dym... Czy jest tak w przypadku Łukasza Trałki i Jakuba Rzeźniczaka...?
 
EWENTUALNE BRAKI KADROWE - te zawsze można znaleźć, niemal w każdej ekipie. Również w tych najbogatszych, gdzie nawet ławka rezerwowych wygląda imponująco. Jeśli zaś chodzi o nasze dwie drużyny, to najprościej będzie powiedzieć, że główny problem Lecha w tej materii, to brak skuteczności w ataku. W przypadku Legii można stwierdzić, że jest dokładnie odwrotnie - to co zawodzi w ostatnich meczach najbardziej, to kulejąca defensywa. Kontuzje Rzeźniczaka i Pazdana - i wszystko się posypało...
O ile w przypadku Legii powrót obrońców powinien rozwiązać problem, to już mniej optymistycznie sytuacja wygląda jeśli chodzi o ofensywę Lecha. Napastnicy... Niby dwa transfery na tym polu, a jednak efektów nie widać. Robak kontuzjowany, Thomalla bezradny...

TAKTYKA - inwencja, doświadczenie, intuicja i mądrość szkoleniowca. Tutaj wniosek może być tylko jeden - jeśli drużyna nie wygrywa, to znaczy, że taktyka jest zła.

CZYNNIKI MOTYWACYJNE - wierni kibice, piękne stadiony, godziwe zarobki, ewentualne premie, prestiż, honor... Co jeszcze? A czy potrzeba czegoś jeszcze? Czy to mało...?

PRZYGOTOWANIE FIZYCZNE - nie wydaje mi się, by mogło być to problemem, choć oczywiście mogę się mylić. W każdym razie sztab trenerski często narzeka, że zawodnicy są zbytnio obciążeni grą na trzech frontach (Ekstraklasa, PP i LE). Czy jest to rzeczywiście ponad fizyczne i kondycyjne możliwości samych piłkarzy? Czy stosowanie jakiejś szalonej rotacji (specjalność trenera Berga...), by dać odpocząć niektórym zawodnikom, to właściwe rozwiązanie?

MENTALNOŚĆ - mój ulubiony wątek. Mogłabym poświęcić jemu oddzielny wpis. Ale dziś tylko kilka najbardziej istotnych kwestii.
Wszystko zaczyna się w głowie - to miejsce narodzin każdego sukcesu, ale i wszystkich naszych porażek. Nikt nie rodzi się zwycięzcą, do zwycięstw się dojrzewa mentalnie.
Co dzieje się w umysłach zawodników, którzy przegrywają swoje mecze już w szatni?
Co z kolei myślą ci, dla których każde starcie, to okazja do udowodnienia przeciwnikowi, że wcale nie jest się od tego przeciwnika gorszym?
Piłkarze, w ogóle zawodnicy jakichkolwiek innych dyscyplin sportowych, powinni mieć wsparcie wytrawnego  psychologa, albo przynajmniej osoby, która na psychice choć trochę się zna i która potrafiłaby zmotywować ich do tego, by stali się dumnymi wojownikami o mentalności zwycięzców. To w dużej mierze rola trenera.
Jasne, że każdego meczu wygrać się nie da. Ale wychodząc na boisko, trzeba CHCIEĆ ten mecz wygrać i WIERZYĆ, że jest to możliwe. Czy naszym bohaterom z Poznania i Warszawy nigdy nie brakuje tych chęci i tej wiary...?
 
Wymieniłam tylko niektóre, moim zdaniem najważniejsze, elementy warunkujące sukces. Rzecz jasna, można by w tym miejscu przytoczyć co najmniej jeszcze kilka takich przykładów. Czy jest wśród nich ten najważniejszy, który blokuje piłkarzy Lecha i Legii? Czy znajdzie się ktoś w ich sztabach szkoleniowych, kto poukłada wszystkie elementy futbolowej układanki na tyle skutecznie, by wreszcie kibice na trybunach mogli zacząć cieszyć się ze zwycięstw swoich faworytów.
Ja mam nadzieję, że tak. Mimo wszystko. Wręcz jestem przekonana, że mimo słabej postawy w Ekstraklasie, już w czwartek, w pierwszych meczach fazy grupowej Ligii Europy, zobaczymy dwie odmienione jedenastki Lecha Poznań i Legii Warszawa. No i że ta metamorfoza będzie na tyle efektywna, że pozwoli naszym drużynom zdobyć o jedną bramkę więcej od przeciwnika.
Powodzenia!!!


wtorek, 8 września 2015

Niemcy i Gibraltar - dwóch różnych rywali, jeden wspólny cel. Refleksje pomeczowe.

Te dwa mecze eliminacyjne miały mieć dwa różne oblicza - i miały. W roli faworyta występowaliśmy tylko w tym drugim. I tylko ten drugi przyniósł nam punkty, a ponadto zatrzęsienie goli. Wypada jednak sprawiedliwie nadmienić, ze strzelali nie tylko Polacy...
Powiem przekornie i prowokacyjnie - całe szczęście, że nie tylko my zdobywaliśmy gole, dobrze się stało, że ta bramka dla Gibraltaru padła. Dlaczego? Bo choć nigdy w życiu nie cieszyłam się z faktu utraty gola przez drużynę, której kibicuję, to tym razem było inaczej. Po pierwsze interesują mnie zwycięstwa, nie pogromy. Nigdy nie zależało mi na tym, by gnębić czy upokarzać przeciwnika. Ta zdobyta przez Gibraltar bramka wywołała uśmiech na twarzy, bo nam nic złego nie zrobiła, a naszym rywalom dała mnóstwo satysfakcji i radości. Mało tego - przy tak okazałym zwycięstwie nasi piłkarze łatwo mogliby popełnić grzech pychy, a tym samym stracić czujność na przyszłość. Ten gol stracony ze słabiutkim rywalem, to trochę taka czerwona lampka ostrzegawcza, przypomnienie, że koncentrując się na obleganiu bramki przeciwnika, nie możemy nawet na chwilę, zapomnieć o obronie swojej własnej. Ten gol, to trochę taki pstryczek w nos od losu, albo łyżka dziegciu w beczce miodu...
Tak słodko i bezkarnie nie było już niestety w meczu z mistrzami świata. Ale też klasa rywala była diametralnie inna. Jednakże zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku udało się chyba osiągnąć podstawowy cel, jakim było przybliżenie się do Euro 2016. Oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że można było przybliżyć się bardziej, zgarniając komplet punktów, czyli 6 zamiast 3.
Jednak nawet porażka z rywalem z za naszej zachodniej granicy, w pewien sposób przybliża nas do awansu. Bo po tym meczu trener uzyskał wiele interesujących odpowiedzi i wskazówek  odnośnie zgrania, taktyki, aktualnej formy piłkarzy. To może być cenny materiał w kontekście zbliżających się kluczowych spotkań ze Szkocją i Irlandią.
 
Po meczu z Niemcami, którego, jak wiadomo nie udało nam się wygrać , próżno było szukać w necie tradycyjnego, polskiego hejtowania,  czy chociażby fali krytyki, która po każdej porażce winna zalać przegranych... Nawet w szyderczych zazwyczaj memach, więcej było wyrozumiałości i sympatii, niż kpiny i ironii. Rodacy co prawda krytykowali, ale była to krytyka konstruktywna, raczej przypominająca pomocne wskazówki "wujka dobra rada", niż nasze polskie odsądzanie od czci i wiary...
Pomyślałam - coś się zmieniło, to chyba koniec pewnej epoki. Wygląda na to, że idzie ku lepszemu, że teraz już nie tylko poprawił się styl gry i efektywność reprezentacji, ale także poziom kibicowania pnie się ku górze. I chyba rzeczywiście tak właśnie jest - wygląda na to, że wyrośliśmy z dziecinady, a stajemy się powoli dojrzałymi fanami futbolu - takimi, którzy nie obrażają się na swoją drużynę wówczas, gdy przegrywa. Przeciwnie, staramy się ją wspierać i nawet z porażek wyciągać pozytywne wnioski, dostrzegać dobre strony również tam, gdzie coś się nie udało. To zdecydowanie krok naprzód,  jeśli chodzi o mentalność, sposób postrzegania reprezentacji i kulturę kibicowania. Niemiecki i polskie media chwaliły polskich kibiców na trybunach,  ja muszę pochwalić tych wcielających się w rolę komentatorów na internetowych forach. Różnica jest naprawdę zauważalna, a dyskusje, choć czasem zażarte i gorące, nie sięgają już tak często poziomu rynsztoka, jak to bywało jeszcze do niedawna.
 
Jeśli zaś chodzi o moją ocenę meczu Niemcy - Polska, to jakoś przez te kilka dni nie byłam w stanie jednoznacznie ustosunkować się do występu naszych we Frankfurcie. Niby graliśmy z mistrzami świata,  niby przegrać z nimi, zwłaszcza po nawiązaniu momentami równorzędnej walki, to żaden wstyd, ale... No właśnie - skoro nie mam żalu i pretensji, skoro nie czuję potrzeby krytykowania, to skąd to poczucie niedosytu...? Dlaczego mam nieodparte wrażenie, że ten mecz mógł potoczyć się zupełnie inaczej, a w konsekwencji, wynik także mógł być zgoła odmienny - tzn. taki, który dawał by nam 3 punkty...
Czy jednak jest sens gdybania, zastanawiania się nad tym, co mógł zrobić trener? To przecież on jest najbliżej piłkarzy,  on widzi ich na treningach i z nimi rozmawia. Wypadałoby mu zaufać i uwierzyć, że jego wybór był na chwilę obecną tym optymalnym zestawieniem. Czy rzeczywiście tak było? Co zrobiłby Adam Nawałka, gdyby mógł cofnąć czas?
Zdaje się, że na pewne pytania nigdy nie poznamy odpowiedzi. Ja osobiście do kolekcji tego typu pytań dorzucam jedno, dotyczące samych powołań - mianowicie czy trener przyjrzał się uważnie grze Dominika Furmana z Legii?  Wydaje mi się, że ktoś taki mógłby się przydać w kadrze. A co do samego zawodnika, to nie sposób nie zauważyć, że od momentu powrotu do Ekstraklasy, poczynił ogromne postępy. Jak to ładnie określają fachowcy, odbudował się. Ja to nazywam po swojemu: Furman - reaktywacja ;-) No w każdym razie szkoda, że tym razem nie dostał szansy. Może tak się stanie w przypadku zbliżających się meczów ze Szkocja i Irlandią?
 
A Gibraltar? No cóż, na początek niemiłe zaskoczenie wręcz mocno niepokojące - funkcjonowanie naszej defensywy... Można powiedzieć, że w pierwszych minutach meczu pozwalała ona na więcej graczom Gibraltaru, niż kilka dni wcześniej - Niemcom... Przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Zresztą później też zdarzały się momenty,  które w starciu z takim przeciwnikiem, nie mają prawa się nam przytrafiać. A najpiękniej by było, gdybyśmy mogli o takich chwilach grozy pod naszą bramką, wynikających z niefrasobliwości obrońców, w ogóle zapomnieć. No właśnie - proste pytanie się rodzi: cóż to nam się tam wkradło do tej defensywy?  Rozluźnienie, dekoncentracja, czy może lekceważenie rywala? Cokolwiek to było -  powinno zostać poddane dogłębnej analizie, sztab trenerski ma nad czym pracować...
 
Wnioski końcowe? Myślę, że możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość. Ale ze spokojem już nie... Bo sytuacja w naszej grupie jest cały czas nierozstrzygnięta, a sprawa awansu - wciąż otwarta.
Na szczęście nie musimy oglądać się na rywali, bo wszystko znajduje się w naszych rękach.
A w zasadzie... nogach, głowach i sercach piłkarzy ;)
Trzeba tylko w październiku postawić kropkę nad "i"...
Oby tak właśnie się stało!!!





czwartek, 3 września 2015

TEN TYDZIEŃ NALEŻY DO PIŁKI - TAKICH EMOCJI DAWNO NIE BYŁO W FUTBOLOWYM ŚWIECIE!

Czegóż to nie przyniósł nam miniony weekend - poczynając od kilku zaskakujących wyników potyczek w naszej rodzimej Ekstraklasie, poprzez mniej, lub bardziej udane występy naszych rodaków w zagranicznych ligach , na "aferze" z egoistycznym Robenem w roli głównej kończąc.
A jakby tego było mało, to w tle wspomnianych wydarzeń, co i rusz przewijały się kolejne dziennikarskie spekulacje i informacje o rzekomych i faktycznych transferach.
Gdyby jednak przypadkiem ktoś jeszcze czuł niedosyt sportowych emocji, to już od poniedziałku media powoli zaczęły nas wprowadzać w klimat zbliżających się spotkań drużyn narodowych, w ramach eliminacji do Euro 2016.
Czyż szanujący się bloger może pominąć milczeniem takie natężenie sportowych emocji? Możliwość skomentowania przynajmniej niektórych kwestii, stanowi zbyt wielką pokusę, bym mogła z niej dobrowolnie zrezygnować ;-)
Na pierwszy ogień niech pójdą kwestie związane z głośno komentowanym na wszelkiego rodzaju forach internetowych, konfliktem na linii Arien Roben - Robert Lewnadowski. Przyznam, że sama uwielbiam czasem angażować się w takie dyskusje, których temperatura czasem dorównuje tej w krajach tropikalnych, a emocje rozgrzewają do czerwoności nawet... czcionkę:))
Po prostu lubię czasem tak właśnie "na gorąco" skomentować jakiś artykuł, czy też czyjąś wypowiedź. Żeby jednak nie powtarzać się, odsyłam zainteresowanych tutaj

Podobnie rzecz się ma z kwestią transferu Jakuba Błaszczykowskiego do Fiorentiny - także skomentowałam to prawie natychmiast po oficjalnym komunikacie. Czytaj tutaj
Tak ja widzę ten transfer - przez pryzmat niehonorowego zachowania klubu wobec gracza, który oddał mu całe swoje serce, spędził w Dortmundzie 8 lat i był szanowany przez kibiców. Pozostał niesmak, ponieważ takim firmom, jak Borussia, takie zachowanie nie przystoi...
A - i jeszcze jedno. Nie wierzę w to dementi menadżera Shalke - że niby nie było żadnych negocjacji w sprawie transferu. Może i oficjalnych nie było. Jednak, jak Kuba mu odmówił i jeszcze to publicznie uzasadnił (chyba niepotrzebnie...), to co pan Horst Heldt miał powiedzieć? Wiadomo przecież, jak bardzo oba kluby z Zagłębia Ruhry się "kochają"...


Czas teraz podsumować rozstrzygnięcia w najciekawszych spotkaniach 7 kolejki ekstraklasy. Oczywiście mecz, który był chyba najszerzej komentowany (na jego temat głos zabrał nawet sam prezes Boniek), to rozstrzygnięty na korzyść klubu z Niecieczy  bój z mistrzem Polski. Lech po raz kolejny się nie popisał, a debiutujący w Ekstraklasie klub, znowu zadziwił piłkarski świat. No może nieco się zagalopowałam.. ;)  Ale nawet jeśli nie cały świat, to w skali lokalnej, czyli naszego polskiego podwórka, Termalica Bruk-Bet Nieciecza pokazuje, że nie zawsze doświadczenie, czy głośne nazwiska, są niezbędnym elementem by wygrywać z teoretycznie silniejszymi zespołami. I o ile pozytywny zapał i efektywność beniaminka cieszy, to postawa mistrza Polski w kontekście zbliżających się meczów fazy grupowej LE, już coraz bardziej niepokoi.
Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała  poszukać chociażby maleńkiego światełka w tunelu nadziei. W przypadku drużyny Michała Probierza to światełko rozbłysło nawet nieco większym płomieniem, po tym, jak Lech ogłosił kadrę na tegoroczną fazę grupową Ligii Europy. Wygląda na to, że problemy związane z kontuzjami, zostały zażegnane. Pozostaje tylko pytanie o formę powracających po dłuższej przerwie zawodników...
Legia też nie była w stanie wygrać swojego ligowego spotkania, ale w jej przypadku z góry było wiadomo, że z takim przeciwnikiem, jak Jagiellonia Białystok, łatwo nie będzie. I nie było. Choć zremisować z trzecią drużyną poprzedniego sezonu, to przecież żaden wstyd.
Chociaż wiadomo, że bylibyśmy wszyscy w lepszych nastrojach, gdyby nasze dwa zespoły szykujące się na LE, pokazywały moc w Ekstraklasie - a tym samym utwierdzały nas w przekonaniu, że nasze nadzieje na sukces nie są płonne...
Nie mniej jednak, ja będę uparcie obstawać przy swoich wcześniejszych tezach, że jak już pierwsze emocje opadną, faza grupowa się zacznie, to zarówno Lech, jak i Legia powinny wrócić na właściwe tory, odnaleźć swój dobry rytm, który przecież już niejednokrotnie obie drużyny nam prezentowały w tym roku.
A wpadki w lidze? Zdarzają się każdemu, nawet Barcelonie ;)

Poczekajmy więc spokojnie do 17 września, na pierwsze mecze. Lech Poznań podejmie u siebie CF Belenenses zaś Legia Warszawa zmierzy się na wyjeździe z FC Midtjylland.
Jeszcze ciekawiej zapowiada się druga kolejka i możliwość zrewanżowania się Szwajcarom za dwie wcześniejsze porażki w ramach eliminacji do LM, kiedy to 1 października piłkarze z Poznania wybiorą się na podbój Bazylei. Oby tym razem obyło się bez pechowych kartek i przykrych kontuzji. Jeśli tak się stanie, nadal obstawiam, że FC Basel jest w zasięgu mistrza Polski.
Legia natomiast w drugiej kolejce powalczy z faworyzowanym (choć jak twierdzi Guilerme: faworyzowanym przedwcześnie- a ja się z nim zgadzam...) SSC Napoli. Kto ma rację - okaże się już 1 października.

Zanim jednak pochłonie nas świat emocji związanych z piłką klubową, wszystkich wytrawnych kibiców piłki nożnej w Polsce czeka prawdziwa uczta  - już jutro spróbujemy po raz drugi urwać punkty Niemcom, tym razem jednak na ich terenie. Tym wydarzeniem żyje od paru dni nie tylko całe piłkarskie środowisko Polski i Niemiec. Zainteresowanie meczem jest z wiadomych względów ogromne, spotkanie ma być transmitowane do ponad 60 krajów, w tym do tak egzotycznych miejsc, jak Mozambik, Macao, Indonezja, Brunei.
Coś mi się wydaje, ze mistrzowie świata nie byli tak zmotywowani i zdeterminowani od bardzo dawna. Mają świadomość, że ewentualne kolejne potknięcie zaleje ich taką falą krytyki, jakiej chyba nie pamiętają najstarsi zawodnicy w kadrze... To już jednak nie nasz problem.
U nas także najwyższa mobilizacja i bojowe nastawienie. Największym zmartwieniem wydaje się być wymuszona kontuzją absencja Michała Pazdana, na którego bardzo liczyliśmy, po udanym występie z Gruzją. Wydawało się, że odwieczny problem ze skompletowaniem linii obrony mamy rozwiązany, ale ten wraca jak bumerang...
Jednak trener Nawałka nie raz już udowodnił, że potrafi całkiem dobrze radzić sobie z tego typu sytuacjami, z pewnością i tym razem znajdzie optymalne rozwiązanie.
Trzeba mu zaufać, bo na to sobie zasłużył. Póki co jego decyzje, tak nieraz mocno krytykowane, bronią się same, a wyniki potwierdzają, że intuicja trenera polskiej kadry nie zawodzi.
Oby i tym razem tak było!!!
DO BOJU ORŁY, JESTEŚMY Z WAMI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!