Łączna liczba wyświetleń

środa, 12 kwietnia 2017

Dortmund wczoraj i dziś – czyli koniec pewnej epoki...


 
Wtorkowy wieczór, krótko po godzinie 19 eksplodują trzy ładunki wybuchowe ukryte w przydrożnym żywopłocie. Dokładnie w momencie, gdy obok przejeżdża autokar przewożący piłkarzy BVB na ćwierćfinał Ligi Mistrzów z AS Monaco. Ranny został hiszpański obrońca Marc Bartra (jest już po operacji złamanej ręki) oraz policjant, który jechał na motocyklu przed autobusem.
 
Całe Niemcy w szoku. Cały piłkarski świat również… Tym bardziej, że do eksplozji doszło 10 km od stadionu. Celem tego (najprawdopodobniej) ataku terrorystycznego, byli więc piłkarze słynnego klubu. Oczywiste jest jednak, że w obliczu tej sytuacji, również kibice nie mogą się czuć bezpiecznie…
Jak twierdzi niemiecka prokuratura, w znalezionych w pobliżu miejsca wybuchu pismach, zażądano wycofania z Syrii i zamknięcia bazy Ramstein.
A zatem – brutalne wtargnięcie polityki na sportowe areny, staje się faktem na naszych oczach. Bardzo smutnym i wręcz przygnębiającym faktem…
 To miał być wielki mecz, wielkie widowisko, wyczekiwane i w końcu radośnie celebrowane przez kibiców obu drużyn. Sam mecz  (który w efekcie został przełożony na następny dzień), rzeczywiście należy uznać za fantastyczne spotkanie, ale już całą jego otoczkę, niestety nie...
Nie wygląda to wszystko już tak beztrosko, jak mogłaby wyglądać, jak byśmy sobie tego życzyli....
Bo ktoś chce nam zabrać radość, spokój, poczucie bezpieczeństwa. Zepsuć piłkarskie święto. Dając w zamian strach.
Przeczytałam dziesiątki komentarzy, kilka artykułów. Przygnębiające - takiego określenia użyłabym, gdybym miała je streścić jednym słowem.
Niby sport i polityka nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego ...
A jednak! Ostanie wydarzenia z Dortmundu aż nazbyt wyraźnie pokazują, że polityka, religia i odmienny światopogląd, może bezpośrednio oddziaływać na świat sportu. Świat, który jeszcze do niedawna wydawał się być niczym bezpieczna wyspa, pośród oceanu różnic i podziałów. Świat niemal idealny...
Sport rządzi się swoimi prawami i równą miarą mierzy wszystkich, bez względu na status społeczny, pochodzenie, wyznawana religię czy kolor skóry. Mistrzem może być każdy, pod warunkiem, że w sportowej walce pokona innych - wyżej skoczy, szybciej pobiegnie, lepiej rozegra mecz...
Początki sportowej rywalizacja sięgają czasów antycznych, a na czas jej trwania, zaprzestawano wojen. Zaczynało się wielkie święto, na które wszyscy czekali, by wspólnie oglądać sportowe zmagania i dobrze się bawić. W pokojowej i radosnej atmosferze - nie w strachu.
Tak było przez wieki.
Czy taka formuła wszelkiego rodzaju igrzysk, mistrzostw, zawodów, po wtorkowym zamachu w Niemczech, jest już nie aktualna?
Czy od tego momentu ta sielankowa atmosfera zniknie bezpowrotnie, ustępując miejsca obawom, lękowi, niepewności...?
Czy takie daty, jak 13 listopada 2015 r. (Ewakuacja stadionu Stade de France po meczu Francji z Niemcami), 17 listopada 2015 r. (kiedy to ewakuowano stadion w Hanoverze, tuż przed mającym się na nim odbyć towarzyskim spotkaniem Niemcy – Holandia) i wreszcie 11 kwietnia 2017 r., staną się przełomowe? Staną się tymi momentami w historii futbolu, od których zmieni się sposób postrzegania meczów piłkarskich, a w zasadzie wszelkiego rodzaju imprez masowych?
Jasne, że takie imprezy zawsze były obarczone pewnym pierwiastkiem ryzyka, związanego chociażby z możliwością wybuchu paniki, nie mówiąc już o realnym zagrożeniu związanym z zamachem ze strony jakiegoś szaleńca, czy terrorysty.
Jednak do tej pory przeciętny kibic czy piłkarz wybierający się na mecz, raczej zastanawiał się nad jego wynikiem, nie zaś nad tym, czy z tego meczu uda mu się wrócić bezpiecznie do domu...
Wydaje się, że pod tym względem wszystko się zmieniło i nic już nie będzie takie samo. Skończyła się pewna epoka...
Brzmi to mało optymistycznie, ale trudno oczekiwać, że nagle ktoś znajdzie rozwiązanie, które gwarantowałoby stuprocentowe bezpieczeństwo zarówno kibiców, jak i zawodników.
Obym się myliła...