Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 6 października 2016

Kadra Nawałki wraca do gry – refleksje po Kazachstanie, zaduma przed Danią


WSZYSCY JESTEŚMY SELEKCJONERAMI

Właśnie mija miesiąc od falstartu reprezentacji w Kazachstanie (spotkanie odbyło się 4 września, w Astanie). Mówiąc wprost – pierwszy mecz w ramach eliminacji do mistrzostw świata w Rosji, po prostu nam nie wyszedł. Remis został odebrany w kategoriach katastrofy, niemal na równi z porażką. To był po prostu słaby występ naszej kadry, choć jego początek zapowiadał spokojną realizację planu zakładającego wywiezienie trzech punktów. Jak pamiętamy, na trenera Nawałkę posypała się lawina nieprzychylnych komentarzy, a jego drużyna znalazła się w ogniu krytyki. Czy słusznie? Czy rzeczywiście można było rozegrać to wszystko lepiej? Być może…
Któż z nas nie przyłapał się chociaż raz w życiu na tym, że w myślach rozgrywał mecze kończące się lepszym rezultatem niż te, prowadzone w rzeczywistości przez selekcjonera polskiej kadry? Kto nie znajdował wspanialszych rozwiązań taktycznych, nie dokonywał lepszych wyborów personalnych, nie reagował właściwymi zmianami w obliczu konkretnych sytuacji meczowych? Kto – pytam – nie skrytykował (choćby w myślach) ani razu decyzji trenera, który bądź co bądź, jest autorem największego od lat sukcesu reprezentacji i w sumie już chyba niewiele mu brakuje do miana mesjasza polskiej piłki… No w każdym razie tak jest postrzegany – jak ktoś, kto wreszcie po latach oczekiwań, po ponad trzech dekadach braku sukcesów (nie licząc srebrnego medalu młodzieżówki na Olimpiadzie w 1992 r.), przyjdzie i wybawi polski futbol z marazmu i bezradności. W dużej mierze już mu się to udało i za to mu chwała i cześć. Jak również szacunek za to, że zawsze konsekwentnie robił swoje, nie przejmując się zbytnio krytyką,  ani też nie reagując na sugestie płynące szerokim strumieniem od wszelkiej maści fachowców i pseudo znawców futbolu. Tak jakby działał w myśl zasady : psy szczekają, karawana jedzie dalej. Nie ukrywam, że zawsze podobała mi się taka postawa, imponowało mi niewzruszone i konsekwentne realizowanie przez Adama Nawałkę wcześniejszych założeń. Ufałam bez zastrzeżeń jego decyzjom i nigdy nie kwestionowałam jego wyborów.
Czy jednak po zremisowanym meczu z Kazachstanem, nic się w tej kwestii u mnie nie zmieniło?
Zawsze starałam się być daleka od myślenia, że trener może się mylić, że postępuje zbyt zachowawczo, że nie reaguje właściwie na zmieniającą się dynamicznie sytuację na boisku, że nie pomaga drużynie. Zamiast tego, biernie czeka na rozwój wydarzeń, licząc, że mecz zakończy się dla nas szczęśliwie… A przecież nie od dziś wiadomo, że czasem nawet szczęściu trzeba pomóc… Zatem – czy po rozczarowującej drugiej połowie naszej kadry z reprezentacją Kazachstanu, nagle zwątpiłam w trenera, któremu od początku mocno kibicuję i z uwagą śledzę każdy jego krok, każde posunięcie związane z pracą w kadrze?  Czy oznacza to, że przestałam wierzyć w kogoś, kogo decyzje do tej pory „kupowałam w ciemno”, uznając, że to są optymalne rozwiązania - najwłaściwsze i poparte konkretnymi, przemyślanymi argumentami? Otóż nie. W żadnym wypadku nie zwątpiłam! Choć muszę przyznać, że w pewnym momencie, wiara moja została nieco zachwiana. Oczywiście bez przesady – żadne tam mocne tąpnięcie, ot delikatne drgania, kilka drobnych wątpliwości, które przytrafić się mogą chyba każdemu od czasu do czasu. Każdy ma do nich prawo przecież... Tak, jak trener Nawałka ma prawo do swoich autorskich pomysłów i decyzji w trakcie trwania meczu, za które bierze odpowiedzialność i ewentualnie ponosi konsekwencje. My nie zawsze musimy się z nimi zgadzać, możemy też „proponować” własne, oczywiście lepsze i bardziej efektywne rozwiązania. Rzecz jasna przychodzi nam to z dużą łatwością, bo przecież nikt nas z tego nie rozlicza… Nasza wirtualna selekcja jest o tyle genialna, co i przezabawna. Dlaczego? Ponieważ kompletnie pozbawiona jest sensu – jak coś, czego nie da się zweryfikować, sprawdzić w praktyce. Tak jak nie da się odpowiedzieć na klasyczne: „co by było, gdyby?” Można stawiać tysiące hipotez, gdybać sobie do woli, żyć w przekonaniu, że ta ja wiem lepiej – tylko co z tego? I tak nigdy nie dowiemy się, czy racja rzeczywiście leżałaby po naszej stronie, gdyby udało się urzeczywistnić nasze wybory taktyczne na dane spotkanie…
Ja wiem, że ten kraj zamieszkuje około 38 milionów ludzi, z  czego przynajmniej połowa ma predyspozycje do tego, by prowadzić kadrę piłki nożnej – w swoim mniemaniu oczywiście. Zdaję sobie sprawę, że sukces ma wielu ojców,  a porażka (zwana w naszym przypadku remisem), jest sierotą i że nie powinno się kopać leżącego. Choć oczywiście miesiąc temu, bazując na kiepskich nastrojach pomeczowych, krytykować było szalenie łatwo. Dziś, gdy emocje już opadły, wszyscy staramy się patrzeć na to wszystko z zupełnie innej, bardziej optymistycznej perspektywy.
Ja również widzę dziś wszystko w nieco innym świetle, niż miesiąc temu. Wracając jednak do moich wcześniejszych wątpliwości i nieśmiałych prób wcielenia się w rolę selekcjonera, nie potrafię się powstrzymać przed wypowiedzeniem na głos pytania, które gdzieś tam kołacze mi się z tyłu głowy: czy ten mecz naprawdę musieliśmy zremisować? Czy ten wynik, to rzeczywista zasługa szalenie ambitnych i zadziornych Kazachów, czy może raczej, podarowany im przez polskich zawodników i ich trenera, prezent…?
(...)
Cały tekst, a w nim m.in. o mylącym się Miliku, zimnym prysznicu w gorącym Kazachstanie i o tym, że teraz musi być już tylko lepiej, przeczytać możecie na portalu MFM - KLIKNIJ TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz