W szatni FCB atmosfera
zapewne jest tak gęsta, że można by ciąć ją nożem. Obraz gry na
boisku jest nie do zaakceptowania nawet dla najbardziej wyrozumiałych i
cierpliwych kibiców. Tego braku stylu, zaangażowania i toporności
w grze, po prostu nie da się oglądać. Zaś media mają co chwila
świeżą pożywkę (a raczej ubaw) dzięki publicznym popisom - a to
włodarzy Bayernu podczas konferencji, a to żony jednego z czołowych
piłkarzy klubu. Nie bez kozery ktoś kiedyś nazwał ekipę z
Monachium FC Hollywood – dziś ta ksywka pasuje jak ulał, a
piłkarze, niczym wylansowane przez media gwiazdy filmu, okupują
pierwsze strony gazet, a ich poczynania (niekoniecznie boiskowe)
gorąco komentowane są na wszelkiego rodzaju portalach i forach
internetowych. A przecież jeszcze całkiem niedawno wszystko
wydawało się iść w całkiem dobrym kierunku...
A
zatem, co poszło nie tak? Co sprawia, że po całkiem przyzwoitym
początku sezonu, nagle w okolicach słynnego Oktoberfest (w tym roku
festiwal rozpoczął się 22 września), Bayern Kovaća złapał
zadyszkę i w sumie, z małymi przerwami, trwa ona do dziś? Niczym
kac, po suto zakrapianej imprezie... Piłkarze, skądinąd świetnie
wyszkoleni technicznie, nagle nie potrafią sforsować obrony
zespołu, który okupuje od dawna dolne rejony tabeli. Ich akcje nie
mają płynności, zaś styl gry (a w zasadzie jego brak), w niczym
nie przypomina tego, czym kibic futbolu mógłby się zachwycać,
albo przynajmniej co mógłby oglądać bez bólu zębów.
To
że w kolejnym okienku brakuje jakichś spektakularnych transferów, to
już zdążyliśmy się przyzwyczaić – słynna niemiecka rozwaga,
oszczędność, wierność tradycji i klubowym zasadom. Moim zdaniem
to nie jest odpowiedź na nurtujące dziś wszystkich pytanie. Bo
mimo wszystko, kadra Bayernu (nawet po pozbyciu się Vidala i
Bernata), nadal wygląda solidnie. Przynajmniej na papierze...
Tradycyjna już plaga kontuzji? No cóż, podobno nie ma ludzi
niezastąpionych, ale tutaj faktycznie można by się głębiej
zastanowić, czy po wypadnięciu fajnie rozkręcającego się z
każdym meczem na skrzydle Comana, czy będącego w świetnej
dyspozycji Thiago, rzeczywiście nie powstała trudna do zasypania
wyrwa?
A
może to trener jest tutaj problemem i to on jest odpowiedzialny za
brak atmosfery w szatni, a na boisku – brak finezji? Może to z
niego kibice Bayernu powinni zrobić kozła ofiarnego, a zarząd
zwolnić szkoleniowca, który nie spełnia oczekiwań i pokładanych
w nim nadziei? Patrząc w ostatnim czasie na szereg dziwnych ruchów
włodarzy Gwiazdy Południa, nie zdziwiłaby mnie zbytnio taka decyzja.
I choć dziś zarówno Karl-Heinz Rummenige, jak i Uli Hoeneß,
zapewniają o poparciu dla Chorwata, to jednak przecież niczego nie
można wykluczyć... Ja, choć na początku ani wielką fanką, ani też
zwolenniczką Niko na trenerskim stołku w Bayernie nie byłam, to
dziś kibicuję mu z całego serca. Nie dlatego, że uważam go za
jakiegoś wybitnego trenera (choć oczywiście zadatki ma, by takowym
się kiedyś stać), ani też nie przez jakiś sentyment. Po prostu
bardzo bym chciała, żeby mu się udało z jednego prostego powodu –
otóż by nie potwierdziła się znana i praktykowana zasada, że nie
ma takiego trenera, którego piłkarze nie byliby w stanie zwolnić...
Nie chcę patrzeć, jak „sfochowane„ gwiazdy najpierw swoim
zachowaniem podważają autorytet szkoleniowca, lekceważą jego
polecenia podczas treningu, sieją ferment w szatni, robią zamęt w
mediach społecznościowych, zawiązują jakieś nieformalne
koalicje, a potem celowo grają na przysłowiowe pół gwizdka,
męcząc się niemiłosiernie z drużynami, które kiedyś
rozjeżdżaliby niczym słynny monachijski walec.
Kiker podaje
konkretne nazwiska, wtajemniczeni wiedzą doskonale o kim mowa.
Chodzi o tzw. „starą gwardię”, piłkarzy którzy w drużynie są
już tak długo, że chyba poczuli się w niej zbyt pewnie i
zwyczajnie sodówka uderzyła im do głowy – Robben, Ribéry,
Hummels, Mueller, Boateng. Niezadowoleni, krytykujący, obrażający
się o co popadnie. Zblazowani gwiazdorzy, którym raczej nie za
bardzo chce się walczyć u boku trenera bez jakiegoś wielkiego
dorobku, doświadczenia i autorytetu na arenie międzynarodowej. Oto
ci, z którymi przyszło pracować szkoleniowcowi na dorobku – taką
ekipę dostał Niko Kovać na starcie swojej pracy w najpotężniejszym
niemieckim klubie. W jakim procencie miał wpływ na jej skład
personalny? W znikomym, żeby nie powiedzieć – w żadnym. Zamiast
entuzjastycznie nastawionych, wygłodniałych sukcesu, gotowych
umierać za niego na boisku młodych wilków, dostał bandę
zblazowanych starych wyjadaczy, którzy będą buntować się za
każdym razem, gdy tylko coś nie pójdzie po ich myśli. Będą
zawsze mądrzejsi niż ich trener, a jego decyzje podważać na
każdym kroku. Tylko dlatego, że Kovać nie jest... Juppem
Heynckesem. Bo chyba tylko ten jeden szkoleniowiec byłby w stanie
zapanować nad taką trudną grupą. Na niezłą minę wsadził
zarząd FCB Chorwata, nie ma co! Chyba tylko współczuć mu dziś
można, choć jeszcze niedawno zapewne większość mu zazdrościła...
Puenta?
Nie ukrywam, że nigdy jakąś wielką sympatią nie pałałam ani do
Robbena, ani do Ribéryego. W przypadku Hummelsa i Muellera jest
zgoła odwrotnie, ale dziś nie ma to nic do rzeczy. Moje osobiste
sympatie i antypatie nie mają znaczenia. Gdy ktoś zachowuje się
niepoważnie, wręcz dziecinnie i mało profesjonalnie, to wówczas
należy nazywać rzeczy po imieniu. Ale teraz to nie na nich głównie
skupi się moja krytyka. To nie oni są w głównej mierze winni –
za obecny stan odpowiada ktoś inny. Bo na to zachowanie piłkarzy
ci dostają zielone światło z góry. Brak zdecydowanej reakcji
panów Uliego i Karla-Heinza jest niemym przyzwoleniem na tego typu
wybryki. Takie toksyczne i mocno zaraźliwe „infekcje” w świecie
sportu leczy się w bardzo prosty i skuteczny sposób – trybuny i
kara finansowa. Jasny przekaz, żeby ewentualni naśladowcy stracili
na starcie zapał. Nie wspomnę, że w ogóle nie byłoby potrzeby
stosowania jakichkolwiek kar w przypadku duetu Robben-Ribéry, gdyby
po raz kolejny nie przedłużano z nimi kontraktu. Zatrzymywanie w
nieskończoność w klubie graczy tak mocno zaawansowanych wiekowo,
tak często łapiących kontuzję i tak bardzo konfliktowych –
mistrzostwo świata absurdalnych decyzji! W dodatku obarczanie tym
problemem nowo zatrudnionego szkoleniowca, to jak rzucanie komuś na
starcie kłód pod nogi... W chwili powierzenia funkcji trenera komuś
takiemu jak Kovać, decydenci w FCB powinni byli wiedzieć, że
szatnię należało wcześniej odświeżyć, solidnie przewietrzyć i
pozbawić „elementów toksycznych”. Tego jednak nie zrobiono. Na
efekty braku właściwych decyzji nie trzeba było długo czekać.
Mleko się rozlało, panuje chaos i ogólne rozprężenie. I wygląda
na to, że komuś w Monachium sprawy wymknęły się spod kontroli.
Totalna konsternacja kibiców i wyczekiwanie – co drużyna
zaprezentuje w najbliższym meczu w ramach fazy grupowej Ligi
Mistrzów, a potem, czy wreszcie przełamie się w niemieckim „Der
Klassiker”, w starciu z odwiecznym rywalem: Borussią Dortmund? No
i najważniejsze z pytań – jeśli w końcu kryzys się skończy,
to kto nad nim zapanuje? Czy będzie to, podejmujący zdecydowane
działania i konsekwentne decyzje personalne, Niko Kovać? Czy może
Bayern po raz kolejny będzie musiał ściągać „strażaka”,
który posprząta po swoim poprzedniku...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz