Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 listopada 2018

Kac po Oktoberfest – czyli dziwna niemoc piłkarzy Bayernu Monachium...


W szatni FCB atmosfera zapewne jest tak gęsta, że można by ciąć ją nożem. Obraz gry na boisku jest nie do zaakceptowania nawet dla najbardziej wyrozumiałych i cierpliwych kibiców. Tego braku stylu, zaangażowania i toporności w grze, po prostu nie da się oglądać. Zaś media mają co chwila świeżą pożywkę (a raczej ubaw) dzięki publicznym popisom - a to włodarzy Bayernu podczas konferencji, a to żony jednego z czołowych piłkarzy klubu. Nie bez kozery ktoś kiedyś nazwał ekipę z Monachium FC Hollywood – dziś ta ksywka pasuje jak ulał, a piłkarze, niczym wylansowane przez media gwiazdy filmu, okupują pierwsze strony gazet, a ich poczynania (niekoniecznie boiskowe) gorąco komentowane są na wszelkiego rodzaju portalach i forach internetowych. A przecież jeszcze całkiem niedawno wszystko wydawało się iść w całkiem dobrym kierunku...



A zatem, co poszło nie tak? Co sprawia, że po całkiem przyzwoitym początku sezonu, nagle w okolicach słynnego Oktoberfest (w tym roku festiwal rozpoczął się 22 września), Bayern Kovaća złapał zadyszkę i w sumie, z małymi przerwami, trwa ona do dziś? Niczym kac, po suto zakrapianej imprezie... Piłkarze, skądinąd świetnie wyszkoleni technicznie, nagle nie potrafią sforsować obrony zespołu, który okupuje od dawna dolne rejony tabeli. Ich akcje nie mają płynności, zaś styl gry (a w zasadzie jego brak), w niczym nie przypomina tego, czym kibic futbolu mógłby się zachwycać, albo przynajmniej co mógłby oglądać bez bólu zębów.
To że w kolejnym okienku brakuje jakichś spektakularnych transferów, to już zdążyliśmy się przyzwyczaić – słynna niemiecka rozwaga, oszczędność, wierność tradycji i klubowym zasadom. Moim zdaniem to nie jest odpowiedź na nurtujące dziś wszystkich pytanie. Bo mimo wszystko, kadra Bayernu (nawet po pozbyciu się Vidala i Bernata), nadal wygląda solidnie. Przynajmniej na papierze... Tradycyjna już plaga kontuzji? No cóż, podobno nie ma ludzi niezastąpionych, ale tutaj faktycznie można by się głębiej zastanowić, czy po wypadnięciu fajnie rozkręcającego się z każdym meczem na skrzydle Comana, czy będącego w świetnej dyspozycji Thiago, rzeczywiście nie powstała trudna do zasypania wyrwa? 


 
A może to trener jest tutaj problemem i to on jest odpowiedzialny za brak atmosfery w szatni, a na boisku – brak finezji? Może to z niego kibice Bayernu powinni zrobić kozła ofiarnego, a zarząd zwolnić szkoleniowca, który nie spełnia oczekiwań i pokładanych w nim nadziei? Patrząc w ostatnim czasie na szereg dziwnych ruchów włodarzy Gwiazdy Południa, nie zdziwiłaby mnie zbytnio taka decyzja. I choć dziś zarówno Karl-Heinz Rummenige, jak i Uli Hoeneß, zapewniają o poparciu dla Chorwata, to jednak przecież niczego nie można wykluczyć... Ja, choć na początku ani wielką fanką, ani też zwolenniczką Niko na trenerskim stołku w Bayernie nie byłam, to dziś kibicuję mu z całego serca. Nie dlatego, że uważam go za jakiegoś wybitnego trenera (choć oczywiście zadatki ma, by takowym się kiedyś stać), ani też nie przez jakiś sentyment. Po prostu bardzo bym chciała, żeby mu się udało z jednego prostego powodu – otóż by nie potwierdziła się znana i praktykowana zasada, że nie ma takiego trenera, którego piłkarze nie byliby w stanie zwolnić... Nie chcę patrzeć, jak „sfochowane„ gwiazdy najpierw swoim zachowaniem podważają autorytet szkoleniowca, lekceważą jego polecenia podczas treningu, sieją ferment w szatni, robią zamęt w mediach społecznościowych, zawiązują jakieś nieformalne koalicje, a potem celowo grają na przysłowiowe pół gwizdka, męcząc się niemiłosiernie z drużynami, które kiedyś rozjeżdżaliby niczym słynny monachijski walec. 




Kiker podaje konkretne nazwiska, wtajemniczeni wiedzą doskonale o kim mowa. Chodzi o tzw. „starą gwardię”, piłkarzy którzy w drużynie są już tak długo, że chyba poczuli się w niej zbyt pewnie i zwyczajnie sodówka uderzyła im do głowy – Robben, Ribéry, Hummels, Mueller, Boateng. Niezadowoleni, krytykujący, obrażający się o co popadnie. Zblazowani gwiazdorzy, którym raczej nie za bardzo chce się walczyć u boku trenera bez jakiegoś wielkiego dorobku, doświadczenia i autorytetu na arenie międzynarodowej. Oto ci, z którymi przyszło pracować szkoleniowcowi na dorobku – taką ekipę dostał Niko Kovać na starcie swojej pracy w najpotężniejszym niemieckim klubie. W jakim procencie miał wpływ na jej skład personalny? W znikomym, żeby nie powiedzieć – w żadnym. Zamiast entuzjastycznie nastawionych, wygłodniałych sukcesu, gotowych umierać za niego na boisku młodych wilków, dostał bandę zblazowanych starych wyjadaczy, którzy będą buntować się za każdym razem, gdy tylko coś nie pójdzie po ich myśli. Będą zawsze mądrzejsi niż ich trener, a jego decyzje podważać na każdym kroku. Tylko dlatego, że Kovać nie jest... Juppem Heynckesem. Bo chyba tylko ten jeden szkoleniowiec byłby w stanie zapanować nad taką trudną grupą. Na niezłą minę wsadził zarząd FCB Chorwata, nie ma co! Chyba tylko współczuć mu dziś można, choć jeszcze niedawno zapewne większość mu zazdrościła...




Puenta? Nie ukrywam, że nigdy jakąś wielką sympatią nie pałałam ani do Robbena, ani do Ribéryego. W przypadku Hummelsa i Muellera jest zgoła odwrotnie, ale dziś nie ma to nic do rzeczy. Moje osobiste sympatie i antypatie nie mają znaczenia. Gdy ktoś zachowuje się niepoważnie, wręcz dziecinnie i mało profesjonalnie, to wówczas należy nazywać rzeczy po imieniu. Ale teraz to nie na nich głównie skupi się moja krytyka. To nie oni są w głównej mierze winni – za obecny stan odpowiada ktoś inny. Bo na to zachowanie piłkarzy ci dostają zielone światło z góry. Brak zdecydowanej reakcji panów Uliego i Karla-Heinza jest niemym przyzwoleniem na tego typu wybryki. Takie toksyczne i mocno zaraźliwe „infekcje” w świecie sportu leczy się w bardzo prosty i skuteczny sposób – trybuny i kara finansowa. Jasny przekaz, żeby ewentualni naśladowcy stracili na starcie zapał. Nie wspomnę, że w ogóle nie byłoby potrzeby stosowania jakichkolwiek kar w przypadku duetu Robben-Ribéry, gdyby po raz kolejny nie przedłużano z nimi kontraktu. Zatrzymywanie w nieskończoność w klubie graczy tak mocno zaawansowanych wiekowo, tak często łapiących kontuzję i tak bardzo konfliktowych – mistrzostwo świata absurdalnych decyzji! W dodatku obarczanie tym problemem nowo zatrudnionego szkoleniowca, to jak rzucanie komuś na starcie kłód pod nogi... W chwili powierzenia funkcji trenera komuś takiemu jak Kovać, decydenci w FCB powinni byli wiedzieć, że szatnię należało wcześniej odświeżyć, solidnie przewietrzyć i pozbawić „elementów toksycznych”. Tego jednak nie zrobiono. Na efekty braku właściwych decyzji nie trzeba było długo czekać. Mleko się rozlało, panuje chaos i ogólne rozprężenie. I wygląda na to, że komuś w Monachium sprawy wymknęły się spod kontroli. Totalna konsternacja kibiców i wyczekiwanie – co drużyna zaprezentuje w najbliższym meczu w ramach fazy grupowej Ligi Mistrzów, a potem, czy wreszcie przełamie się w niemieckim „Der Klassiker”, w starciu z odwiecznym rywalem: Borussią Dortmund? No i najważniejsze z pytań – jeśli w końcu kryzys się skończy, to kto nad nim zapanuje? Czy będzie to, podejmujący zdecydowane działania i konsekwentne decyzje personalne, Niko Kovać? Czy może Bayern po raz kolejny będzie musiał ściągać „strażaka”, który posprząta po swoim poprzedniku...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz