Łączna liczba wyświetleń

sobota, 12 grudnia 2015

LIGA EUROPY PO POLSKU - CZYLI ZDERZENIE FUTBOLOWYCH MARZEŃ BLONDYNKI Z BRUTALNĄ RZECZYWISTOŚCIĄ...

Dziś postanowiłam skomentować kilka wypowiedzi, które można było usłyszeć po czwartkowych występach naszych dwóch drużyn na zakończenie rozgrywek fazy grupowej Ligi Europejskiej.
Na początek prezes Legii Warszawa:


Różnica między nami, a Napoli była ogromna. Łudziłem się, że będziemy bliżej

Pan Leśnodorski zauważył, że jego zespół nieco odstaje poziomem od włoskiego klubu.
To dobrze. Bo uczciwe nazwanie problemu i proste stwierdzenie faktu jest z pewnością lepszym rozwiązaniem, niż zaklinanie rzeczywistości.
A złudne nadzieje? Tu go akurat rozumiem, jak mało kto - wszak z bezpodstawnej wiary w sukces polskich klubów mogłabym chyba robić habilitację, nie mówiąc o jakimś doktoracie...
No cóż, Legii rzeczywiście sporo brakuje. Nie tylko do Napoli zresztą. Niestety, daleko jest naszemu najbardziej prestiżowemu i najbardziej medialnemu klubowi także do europejskich średniaków, jak duński FC Midtjylland, czy belgijski Club Brugge.
Dystans, jaki dzieli wice mistrza Polski od Europy, to już nie są wielkości ziemskie, tylko lata świetlne... Zwłaszcza, że sam pan prezes zauważył, że:


Poziom Włochów to kosmos

Nie chciałabym się pastwić nad Legią, bo ani mnie to nie bawi, ani też nie mam interesu w tym, by kogoś obrażać, dołować, czy wylewać na niego pomyje. Kto inny za mnie to robi z powodzeniem. Jednak muszę jeszcze dodać kilka cierpkich zdań...


Drużyna i poszczególni piłkarze mają dużo większy potencjał i możliwości niż pokazali w czwartek na boisku

Kolega mojego syna twierdzi, że posiada całą, kompletną kolekcję kart FIFA Panini, czym wzbudza zazdrość u swoich ośmioletnich kompanów. Przechwala się tym na każdym kroku. Mówi, że ma te karty, ale nie chce ich pokazać...
Żaden z chłopców nigdy kart tych nie widział, więc trudno im uwierzyć w ich istnienie - czemu nie należy się dziwić...
Aż chciałoby się rzec: karty na stół!
Panie prezesie, chcielibyśmy kiedyś wreszcie zobaczyć ten potencjał i te możliwości...


Zmęczenie materiału widać gołym okiem

Oj widać, widać...
Niestety, u niektórych - stan ten jest permanentny i trwa od początku sezonu...


To zdecydowanie nie jest nasz rok

Zdecydowanie. Stanowczo. Bezapelacyjnie. Niezaprzeczalnie. Ewidentnie i... Po prostu od pamiętnego dwumeczu z Ajaxem na wiosnę, Legia jakoś nie mogła się przebudzić z zimowego snu, choć przecież miewała przebłyski.
Tak jakby odchodzący do Chin Radovic, przy okazji zabrał z sobą w daleką podróż pomysł na grę i cała silę napędową Legii...


Za dwa miesiące będziemy dużo lepsi niż dziś
Wiosną ujrzymy inną Legię

Oby. Bo tej obecnej Legii nie da się już raczej oglądać, zwłaszcza w europejskich pucharach. Zresztą sama kiedyś napisałam, że pracę nowego szkoleniowca stołecznego klubu, będzie można oceniać dopiero na wiosnę. Dajmy mu więc szansę.
Zaś działaczom i właścicielom Legii należy życzyć powodzenia w zimowym okienku transferowym - ta drużyna potrzebuje wzmocnień i szerszej ławki rezerwowych. Oby wykorzystano ten czas właściwie.
Cały wywiad z prezesem Leśnodorskim tutaj.


Na dziś Napoli jest od nas o wiele silniejsze

To trener Czerczesow tym razem.
Myślę, że nie tylko na dziś, ale również na wczoraj i najprawdopodobniej na jutro...
Nic nowego tym stwierdzeniem rosyjski szkoleniowiec nie odkrył. Jednak historia sportu zna liczne przypadki, gdy teoretycznie i potencjalnie słabszy przeciwnik, pokonuje tego silniejszego. Jak biblijny Dawid - Goliata.
Tylko, czy rzeczywiście Napoli jest takim futbolowym Goliatem? To co, w takim razie powiedzieć o Bayernie,  Barcelonie, Realu...?


Na tę chwilę nie mamy żadnych szans, by grać na równi z Napoli

No dobrze, to już wiemy. Panie trenerze, mam nadzieje, że za rok o tej porze, efektem pańskiej pracy będzie inna gra Legii i inne wyniki w europejskich pucharach. Zakładając że klub się w tych rozgrywkach znajdzie... Czego panu życzę. Szczerze.
Wypowiedź trenera Legii tutaj.


Byliśmy nie tyle spóźnieni o pół tempa, co rywale byli szybsi

Igor Lewczuk w roli analizującego filozofa, a może filozofującego analityka piłkarskiego...
W każdym razie to głębokie zdanie zmusiło mnie do refleksji.
Próbowałam go ugryźć niemal z każdej strony, a mimo to za nic nie byłam jakoś w stanie...
Czy przypadkiem nie jest tak, że jakby nie patrzeć - na jedno wychodzi? Tak, czy siak Legioniści nie byli w stanie dotrzymać tempa swym kolegom z Neapolu i tyle. Nie ma co do tego dorabiać ideologii. Sprawa jest oczywista. I smutna...
Cała wypowiedź obrońcy Legii tutaj.


Czujemy niedosyt

Przynajmniej Maciej Gajos go czuje. Niby w porządku. Choć jak na mój gust, to piłkarze, którzy od FC Basel czterokrotnie odbijali się jak od ściany i nie byli w stanie ani razu odpowiedzieć na argumenty Szwajcarów, powinni czuć coś więcej, niż tylko niedosyt...
Bo może i  te cztery porażki nie były jakieś dramatycznie wysokie, ale jednak sam niedosyt po nich, to jak dla mnie zbyt mało.
Ja byłabym, delikatnie mówiąc, wkurzona mocno. Przy czym zaznaczam, że słowo "wkurzona", to eufemizm.
Cała wypowiedź zawodnika Lecha Poznań tutaj.

 Muszę powiedzieć, że gra Lecha pod wodzą nowego trenera się nie zmieniła

A ja z kolei muszę... przyznać rację panu trenerowi FC Basel - Urs Fisher niestety dużo się nie pomylił. To znaczy zmiany w drużynie Lecha prowadzonej przez Jana Urbana są znaczne i nie sposób ich nie zauważyć. Niestety, w kontekście starć ze Szwajcarami wszystko zostaje po staremu - regularne porażki. Cały czas bezskuteczne próby, niezmienna bezsilność...
Cała wypowiedź trenera FC Basel tutaj.

Wydaje mi się, że stworzyliśmy sobie kilka sytuacji, żeby tego spotkania nie przegrać

Stwierdził po meczu Jan Urban.
Tak było. Dokładnie. Co z tego, jeśli tych ciężko wypracowanych sytuacji nie potrafi się wykorzystywać...?
Jeśli nie trafia się do pustej bramki z kilku metrów, albo nie jest się w stanie, w sytuacji sam na sam, pokonać bramkarza, który nawet nie jest rezerwowym, ale trzecim w drużynie i wchodził na boisko zupełnie nie rozgrzany i zaskoczony, bo zmiana ta wymuszona była kontuzją jego kolegi...
Jak to się mówiło kiedyś o filmach zawierających pikantne sceny - sytuacje były...
Na nic więcej Lecha nie było stać. A szkoda, bo ostatnio już chyba nie tylko ja uwierzyłam, że Jan Urban jest cudotwórcą....
Niestety, póki co, nie jest...


Nie musimy się wstydzić tego, że to dla nas za wysokie progi

Wstydu rzeczywiście nie ma, Lech za każdym razem nie przegrywał z Basel wysoko. Ale tych porażek udało się skompletować aż cztery pod rząd - a więc powodów do dumy i zadowolenia też być nie może...
A co do progów - może nie do końca tak z nimi jest, że są za wysokie. Raczej średnie. Problem raczej w tym, że poziom czyichś możliwości jest zbyt niski. W każdym razie jest tak z pewnością ze skutecznością. A może raczej chodzi o samoocenę i motywację. Albo priorytety? W tym momencie ciężko stwierdzić. Bo przecież jest jeszcze kwestia szczęścia, czy jak kto woli - farta. Tak, czy siak, w tym roku Lech Poznań nie był w stanie wznieść się ponad szwajcarskie progi... Szkoda.
Cały wywiad z trenerem Janem Urbanem tutaj.


Naprawdę szkoda, że te progi od lat są za wysokie - nie tylko dla Lecha Poznań, ale także dla Legii Warszawa i dla całej polskiej piłki klubowej.
Szkoda, że znowu budzą się dawne demony i pojawia się syndrom "chłopców do bicia".
Z jakąż łatwością tłumaczymy sobie kolejne porażki, godzimy się z przegraną, wchodząc, bez większych oporów i wewnętrznego sprzeciwu,w opanowaną do perfekcji rolę futbolowego kopciuszka...
A gdzie sportowa złość, bunt i podrażnione ambicje???
Zakopane pod "wysokimi progami", przykryte stertą kompleksów i ciepłą kołderką samozadowolenia i rozgrzeszania. W dodatku pewnie za chwilę przysypie je warstwa śniegu i nikt o nich już nie będzie pamiętał...
Zima wyciszy emocje, stonuje nastroje.
No chyba, że jakiś spektakularny transfer wzbudzi falę komentarzy i gorących dyskusji.
A potem wiosna znów rozbudzi w nas nowe nadzieje i znowu uwierzymy, że stać nas na rywalizację z każdym...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz