Łączna liczba wyświetleń

piątek, 4 grudnia 2015

ZŁOTA (HISZPAŃSKA) PIŁKA - CZYLI LA LIGA WYGRYWA W PRZEDBIEGACH...


Od poniedziałku emocje zdążyły już opaść. Wreszcie poznaliśmy pierwszą trójkę nominowanych do Złotej Piłki - a w  niej trzy nazwiska, z których żadne nie brzmi jakoś swojsko... Niestety.
Liczyłam po cichu na tę miłą niespodziankę, jaką bez wątpienia byłaby obecność Roberta Lewandowskiego pośród najlepszych w tym plebiscycie. Miałam nadzieję, że przecieki prasowe mówiące o dalszej lokacie polskiego napastnika, okażą się nieprawdą...
Z drugiej jednak strony miałam świadomość, że szanse na sukces jakiegokolwiek zawodnika spoza La Liga, są odwrotnie proporcjonalne do popularności ligi hiszpańskiej na świecie. Ta bowiem, od strony medialnej i marketingowej, to absolutny top. A jej czołowe dwa kluby wraz z cała konstelacją grających w nich gwiazd futbolu, są najbardziej rozpoznawalną na świecie i najlepiej sprzedającą się marką.
Barcelona, Real. Real, Barcelona - nie ważne w jakiej kolejności i konfiguracji. Pod względem popularności i liczby fanów, nie mają sobie równych w całej galaktyce. Choćby z jednego prostego powodu - ilości krajów hiszpańskojęzycznych, z których fani chyba najczęściej identyfikują się z którymś z tych dwóch klubów i chętnie oglądają rozgrywki ligi hiszpańskiej.
Można śmiało stwierdzić, ze oprócz samej Hiszpanii, praktycznie cała Ameryka Południowa i Środkowa z zainteresowaniem śledzi rozgrywki w tym kraju. Zresztą, nie tylko o język tutaj chodzi, ale o cały szereg powiązań i podobieństw kulturowych, mentalność, temperament (latynoski oczywiście...) itp.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że słynne barcelońskie trio, to piłkarze spoza Europy - Messi (Argentyna), Neymar (Brazylia), Suarez (Urugwaj). Co prawda w Brazylii nie mówi się po hiszpańsku, tylko po portugalsku, ale nie jest to jednak wielka różnica i w żaden sposób nie stanowi jakiejś istotnej bariery komunikacyjnej.
Oczywiście, pasjonatów hiszpańskiego futbolu znaleźć można także poza wyżej wspomnianym regionem, w zasadzie na całym świecie, nawet w najbardziej egzotycznych zakątkach naszego globu.

W jakim celu o tym mówię i w ogóle poruszam tę kwestię?
Z pewnością nie po to, by popisywać się znajomością geografii i świadomością powiązań społeczno-kulturowych.
Po prostu próbuję zrozumieć, dlaczego od lat w grze o Złotą Piłkę liczą się tylko gracze z hiszpańskich klubów?
Czy rzeczywiście decydujące są tutaj tylko i wyłącznie czysto sportowe względy, czy może raczej chodzi o coś jeszcze?
Kto i dlaczego decyduje o tym, że piłkarze grający w innych państwach, jakby z automatu wyrzucani są poza nawias czołowej trójki?
Czy rzeczywiście są gorsi?
Zawsze, rokrocznie???
Co najmniej dziwne...

Dla porządku, przypomnijmy sobie zwycięzców plebiscytu Złota Piłka FIFA (wcześniej, w latach 1956 - 2009, nagroda przyznawana była na nieco innych zasadach, pod nazwą Złota Piłka France Football):
2014 - Cristiano Ronaldo
2013 - Cristiano Ronaldo
2012 - Lionel Messi
2011 - Lionel Messi
2010 - Lionel Messi
 
Lionel i Cristiano - dwaj bogowie futbolu, niedoścignione wzory, piłkarscy czarodzieje...
Niektórzy mówią, że ci dwaj to inna, wyższa półka, inny wymiar...
Podobno cała reszta jest za nimi daleko w tyle.
Messi, Ronaldo i... długo, długo nikt.
Czyżby?
 
A może to tylko siła sugestii, długoletnich przyzwyczajeń głosujących? Doskonały marketing i reklama samych zawodników i ich klubów, za którymi stoją niewyobrażalne pieniądze..?
Może sympatie i wyrachowanie głosujących, nie zaś obiektywna ocena rzeczywistej jakości piłkarskiej i faktycznych osiągnięć kandydatów?
Albo jeszcze coś innego... Na przykład chwilowy kaprys, zwyczajne "widzimisię" jakiegoś dziennikarza, selekcjonera, czy kapitana reprezentacji?
Sam Lewandowski przecież głosował na swoich kolegów z klubu. I czy można mu się dziwić, czy też mieć pretensje w związku z tym jego  wyborem? Czy większość z nas nie postąpiłaby podobnie...?
 
Wracając do naszych laureatów...
To nie tak, że mam coś przeciwko temu, by akurat to oni wygrywali plebiscyty, zgarniali nagrody, błyszczeli na galach. Jeśli akurat zasługują - nie ma sprawy.
To nie tak, że nie doceniam klasy graczy Realu i Barcelony, nie dostrzegam ich osiągnięć, nie zachwycam się umiejętnościami. Że jestem ślepa i głucha na wszystko, co przemawia za tym, by Złota Piłka trafiła właśnie w ręce któregoś z nich.
Otóż, nie mam nic przeciwko, doceniam i widzę, gdy co jakiś czas któryś z nich potrafi wznieść się ponad piłkarską przeciętność i zabrać nas kibiców w świat futbolowej magii, zadziwić, oczarować, zachwycić wręcz...
Ale czy na przestrzeni tych ostatnich lat naprawdę nie znalazł się nikt lepszy?
Nikt, kto zahipnotyzowałby kibiców futbolu bardziej?
Nikt, kto osiągnąłby więcej?
Ktoś, kto na tę nagrodę zasłużył bardziej, niż Messi czy Ronaldo?
Czy naprawdę zagrozić ich pozycji dominatorów mogą jedynie... koledzy z nieziemskiej Barcy i galaktycznego Realu???
Czy w innych klubach nie ma naprawdę zawodników bardziej wartościowych, mającymi na swym koncie większej liczby osiągnięć, zasług i trofeów?
Zostawmy na razie osobę Roberta Lewandowskiego. Oczywiście nigdy nie ukrywałam, że dla mnie to on był w tym roku najlepszy i w moim prywatnym rankingu bije wszystkich na głowę. Dlaczego? Mogłabym to umotywować w jedenastu tomach poematu... Ale spokojnie, nie zamierzam tego robić, przynajmniej nie teraz. Pewnie zresztą posądzono by mnie o stronniczość, brak obiektywizmu.
W zamian chciałabym przywołać w tym miejscu inną postać, doskonale wszystkim znanego kolegę Roberta z Bayernu - Thomasa Mullera. Nie trzeba go jakoś specjalnie przedstawiać - piłkarz kompletny, dynamiczny, inteligentny, skuteczny, doskonale czytający grę i widzący kolegów, prawdziwy lis pola karnego, który zawsze potrafi się znaleźć akurat w tym miejscu, w którym powinien. Na dokładkę zdobywca potrójnej korony z Bayernem (za czasów Jupp'a Heynckes'a). Jeśli jeszcze komuś mało - aktualny mistrz świata...
Ten oto Thomas Muller, o Złotej Piłce może sobie tylko pomarzyć...
Nie spełnia bowiem podstawowych kryteriów - Bayern to nie Real, Monachium, to nie Barcelona...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz