Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 26 stycznia 2016

BUNDESLIGA POWRÓCIŁA. CZAS NAJWYŻSZY!



Temat transferów - zarówno tych rzeczywistych, jak i tych mających na zawsze pozostać w sferze spekulacji, czy pobożnych życzeń - może i ten temat jest pasjonujący...
Treningi i obozy przygotowawcze, często  w egotycznych miejscach - to także może  okazać się ciekawym zagadnieniem.
Sparingi - stanowią już przedsmak tego, na co wszyscy kibice czekają. Takie mecze kontrolne dają już pewien obraz potencjału, jaki wypracowała dana drużyna podczas przygotowań do nowej rundy rozgrywek.
Jednak, jak  wiadomo - i tak wszystko "wychodzi dopiero w praniu". Czyli - gdy po dłuższej przerwie, piłkarze na powrót zaczynają ze sobą rywalizować na murawie, już w tych oficjalnych spotkaniach o punkty.
I to jest wreszcie dopiero to, na co wszyscy czekają, co wyzwala prawdziwe emocje i sprawia najwięcej frajdy.
Po prostu piłkarskie creme de la creme - czyli wszystko co w futbolu najlepsze!

Nawet jeśli piłkarze jeszcze odczuwają trudy ciężkich treningów i nie do końca potrafią wejść w rytm meczowy.
Nawet jeśli w grze często nie ma jeszcze tej płynności i finezji, do której zdążyliśmy się przyzwyczaić przed przerwą w rozgrywkach.
Nawet, jeśli pewne sytuacje na boisku rozczarowują, a sama gra pozostawia wiele do życzenia...
To i tak cieszymy się, że znowu możemy oglądać mecze , emocjonować się wydarzeniami na murawie.  
A potem komentować to wszystko, co wydarzyło się pomiędzy pierwszym a ostatnim gwizdkiem, spięte czasową klamrą 90 minut...
Na to czeka każdy kibic. Na powrót na boisko drużyny, której kibicuje, na wznowienie rozgrywek swojej ulubionej ligi.

Ja oczywiście śledzę co to, dzieje się na Wyspach i jak tam sobie radzą nasi topowi bramkarze.
Zerkam z uwagą na  poczynania Arkadiusza Milika w Eredivisie i Kamila Grosickiego w Ligue 1.
Patrząc na Serie A, cieszę się z coraz lepszych występów Piotra Zielińskiego  w barwach Empoli i trzymam kciuki za Wojciecha Szczęsnego (w bramce As Roma), a także za Jakuba Błaszczykowskiego (Fiorentina).
Miło jest też przyglądać się karierze Grzegorza Krychowiaka, o którym coraz głośniej robi się w La Liga.
To naprawdę może podbudować kibica futbolu - taka postawa wielu reprezentantów, ich ciągły progres, fakt, że o niektórych nazwiskach mówi się w Europie coraz głośniej.
To dobrze, że polska kadra nie opiera się na jednym, czy dwóch światowej klasy piłkarzach, a cała reszta, to anonimowe postaci, o których poza granicami naszego kraju nikt nie słyszał. W ostatnim czasie to się zmieniło i  to jest dobry prognostyk w kontekście zbliżającego się Euro 2016.

Ale wracając do rozpoczętego wątku - tak, owszem, obserwuję wszystkie najważniejsze ligi w Europie, które wystartowały już wcześniej z rozgrywkami. Jestem także ciekawa, czym zaskoczy nas i jakie emocje zaserwuje swoim kibicom nasza rodzima Ekstraklasa, kiedy już wreszcie 12 lutego, zainauguruje sezon meczem Ruchu Chorzów z Zagłębiem Lubin.
Tak, to wszystko prawda, tak właśnie jest - nie ograniczam się w swoich obserwacjach do jednej tylko ligi. Ale nie ukrywam, że to Bundesliga interesuje mnie najbardziej.
Dla tych, którzy chociażby pobieżnie śledzą mojego bloga, nie będzie też zaskoczeniem, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Pisałam już o tym jakiś czas temu. Dziś tylko dodam, że nadal uważam, że wszystko co aktualnie najlepsze w polskiej piłce reprezentacyjnej, zaczęło się w Niemczech, a konkretnie w Dortmundzie. 

Więc dziś, po wielu tygodniach przerwy, mogę z ulgą i radością stwierdzić:
Wreszcie. Czas najwyższy! Bundesliga powróciła!!!
I to od razu z mocnymi, polskimi akcentami, w postaci dwóch goli Roberta Lewandowskiego dla Bayernu, solidnej postawy Łukasza Piszczka w defensywie Borussi i dobrego występu Przemysława Tytonia w bramce Stuttgartu.
Wszyscy trzej wymienieni Polacy przyczynili się znacznie do zgarnięcia przez ich drużyny upragnionych trzech punktów. A dwóch pierwszych (Lewandowski i Piszczek) zostało nawet wybranych do jedenastki kolejki!
To naprawdę świetny start i po takim weekendzie, mogę tylko stwierdzić: Bundesligo, warto było na ciebie czekać tak długo!
Nasi piłkarze spisali się naprawdę świetnie w barwach swoich klubów i możemy być z nich dumni. Mnie w tym momencie najbardziej cieszy postawa Łukasza Piszczka, który o miejsce w składzie, musiał ostro rywalizować z reprezentantem Niemiec. I chociaż jesienią wydawało się, że znajduje się na straconej pozycji i na dobre zasiedzi się na ławce rezerwowych, to  nasz  niezłomny defensor udowodnił, że nie można na nim zbyt wcześnie stawiać krzyżyka.
Bo to jest prawdziwy wojownik, w którego ja nigdy nie przestałam wierzyć. Po prostu świetny piłkarz, bardzo kadrze potrzebny.
Tak trzymaj, Łukasz!

Niestety, niewiele dobrego można powiedzieć o pozostałych dwóch reprezentantach występujących w ten weekend na boiskach Bundesligi. Paweł Olkowski (FC Koln) zebrał bardzo niskie noty za swój występ przeciwko VfB Stuttgart, natomiast broniący barw Hannoveru 96, Artur Sobiech, obejrzał praktycznie cały mecz swojej drużyny z ławki (wszedł na chwilę przed końcem spotkania)...

Żeby jednak nikt nie zarzucił mi, że jestem mało obiektywna i całkowicie bezkrytyczna wobec Bundesligi, powiem na koniec o czymś, co mi się w tej lidze nie podoba...
A mianowicie - o jej przewidywalności, jeśli chodzi o końcowego triumfatora. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można bowiem zakładać (i to często już jesienią...), że mistrzem Niemiec na wiosnę, zostanie Bayern Monachium...
W ciągu ostatniej dekady Bawarczycy zwyciężali aż sześciokrotnie, a w całej historii triumfowali rekordowe 25 razy.
Bayern często potrafi zdominować rozgrywki od samego początku, wypracowując sobie sukcesywnie coraz  większą przewagę nad resztę czołówki tabeli. Efektem tego jest sytuacja, gdy pozostałe kluby Bundesligi mogą bić się między sobą co najwyżej o zajęcie  drugiego, czy trzeciego miejsca. Co niby nadal może być emocjonujące, bo w dalszym ciągu stawka jest wysoka - w Niemczech bowiem aż cztery najlepsze drużyny premiowane są awansem do Ligii Mistrzów.
Czy jednak taka dominacja Bayernu dla niektórych nie ma prawa być irytująca, a dla innych po prostu nudna?
Pewnie tak.
Zwłaszcza, jeśli porówna się Bundesligę chociażby do angielskiej Premier League, gdzie o zwycięstwo, często do samego końca bije się 5-7 drużyn...
Jednakże wiadomo, że o układzie sił (również w piłce...), decydują pieniądze. I jeśli chodzi o piłkę niemiecką, to oczywiście największym sejfem dysponują w Monachium. W pozostałych topowych ligach europejskich, te proporcje finansowe poszczególnych klubów, rozłożone są bardziej równomiernie - co zapewne może się przekładać na atrakcyjność rywalizacji.
Niemniej jednak, mimo tych niedoskonałości, nadal będę się upierać, że na Bundesligę warto czekać i warto ją oglądać!
Dobrze, że wreszcie powróciła...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz