Łączna liczba wyświetleń

sobota, 28 listopada 2015

HUMANITARNY BAYERN. LITOŚCIWY GUARDIOLA. ROBEN? ALTRUISTA!

Bayern miażdży niczym piłkarski walec swoich przeciwników. Bezwzględny i skuteczny w swej taktyce Josep Guardiola, nie przejmuje się losem tych, którzy maja pecha stanąć naprzeciw jego drużyny.  Zaś największy indywidualista wśród piłkarzy Bayernu, wydaje się nie dostrzegać problemu egoistycznej gry, który mu wszyscy dookoła zarzucają...

Właśnie tak, w telegraficznym skrócie można by przedstawić obecną sytuację jednego z najbardziej utytułowanych klubów Europy, czołowego kandydata do zdobycia pucharu LM w tym sezonie.

Takie są fakty - a ich odzwierciedleniem są pomeczowe statystyki, fachowe komentarze ekspertów i mniej fachowe opinie zwykłych obserwatorów, kibiców, fanów.
Tak też jeszcze do niedawna i ja myślałam - bo chyba trudno zaprzeczać temu, co wydaje się tak oczywiste, jak kolor trawy na boisku, czy kształt piłki...
A jednak! To nie jest tak, jak się może wydawać! To tylko pozory, powierzchowne osądy, suche liczby, które tak naprawdę niewiele mówią. A w każdym razie nie ma w nich całej prawdy, która wyjaśniałaby podziwu godną konsekwencję, z jaką trener stawia wciąż na Robena...
Patrząc na to, można odnieść czasem wrażenie, że Guardiola chce zburzyć misternie budowaną wcześniej konstrukcję własnej taktyki, która przecież tak doskonale do tej pory funkcjonowała. Taki trenerski strzał we własną stopę, powiedzmy...
Co kieruje hiszpańskim szkoleniowcem? Co sprawia, że tak, a nie inaczej ustawia swój zespół? Czy jest ślepy i głuchy? A może wręcz przeciwnie - dalekowzroczny, wizjonerski i genialny? 

Zastanawiałam się długo. Wreszcie doznałam olśnienia! Chyba już wiem, o co w tym wszystkim chodzi...

Ale po kolei - najpierw ustalmy kilka faktów w porządku chronologicznym:

* W pewnym momencie kontuzje eliminują z gry dwóch kluczowych zawodników (Riberry i Roben) i fakt ten mocno niepokoi kibiców, zapewne także działaczy i trenera Bayernu. W końcu to dwaj znakomici skrzydłowi, którzy w przeszłości niejednokrotnie przesądzali o wyniku ważnego meczu, stanowili siłę napędową całego zespołu. Wydawać by się mogło - nie do zastąpienia...

* Kontuzja Roberta Lewandowskiego (w wyniku której zmuszony jest on grać w masce).

* Bayern odpada z LM - przegrana w półfinale z Barceloną.

* Nowy sezon - o dziwo, jakoś absencja tak znamienitych graczy, jak Riberry i Roben, nie spowodowała wyrwy w ofensywie Bayernu i w znaczący sposób nie osłabiła siły jej rażenia. Malo tego, ta siła rażenia stała się znacznie bardziej niebezpieczna i skuteczna...

* Po raz kolejny życie pokazuje, że nie ma ludzi nie do zastąpienia. Costa i Coman doskonale wkomponowali się w struktury przegrupowanej nieco drużyny Bayernu i pokazali, że mogą być nie tylko doskonałymi następcami legendarnych już niemal skrzydłowych, a nawet... ich lepszą wersją!

* Współpraca na linii Muller - Lewandowski - Costa - Coman układa się naprawdę dobrze, zaczyna wręcz przypominać układ idealny. A sama gra Bayernau, naprawdę może się podobać. Efektywnie i efektownie - tak to właśnie wygląda. Czego chcieć więcej?

* Wreszcie po dosyć nieśmiałych początkach, pełnie swych możliwości i talentu pokazuje Robert Lewandowski, który nagle znajduje się na ustach wszystkich kibiców futbolu i nie tylko. Słów zachwytu nie szczędzi mu nikt. A on sam rozkręca się z meczu na mecz.
Apogeum - to Wolfsburg i słynne 5/9.

* Roben z trybun obserwuje dokonania kolegów. Wreszcie, po dość długiej przerwie, wraca na boisko...

* I w tym miejscu w zasadzie kończy się ta piękniejsza część bajki. Bo niby dobra passa Bayernu trwa nadal, licznik z punktami cały czas się kręci, gole wpadają...
Niby wszystko jest w porządku, a jednak nie do końca.

* W szeregi zawodników Gurdioli wkrada się jakiś nieprzyjemny ferment, coś trudnego do zdefiniowania. Chyba najlepszym określeniem będzie po prostu: syndrom egoistycznych zagrań. Nagle piłkarze, którzy do tej pory doskonale się rozumieli i dostrzegali na boisku, zaczynają mieć przysłowiowe klapki na oczach. Z ludzi, którzy stanowili kolektyw i zgrany zespół po prostu, stają się powoli coraz to większymi indywidualistami. Ktoś ich do tego zainspirował...?

* Wszyscy widzą te zmiany, gra stała się nieco nerwowa, często wkrada się w nią frustracja, wzajemne pretensje - czego wyrazem są bezradnie rozłożone ramiona. Znaczące gesty i widoczny gołym okiem problem, który jednak nie jest problemem dla trenera. W każdym razie nie na tyle poważnym, by cokolwiek zmieniać...

* Guardiolę bronią wyniki (póki co), jedna wpadka z Arsenalem niczego nie zmienia. W Bundeslidze jest jak dotąd niepokonany. Jednak niemal wszyscy mają wątpliwości - czy to wystarczy na silniejsze europejskie drużyny, w kolejnej fazie LM?

* Robena spotyka fala krytyki, w zasadzie z każdej strony. On sam wydaje się być nie wzruszony. W każdym razie nie wykazuje skruchy, nie deklaruje chęci poprawy, czy jakichkolwiek zmian...
 
* Zmiany jednak następują! Może nie jest to rewolucja, czy też spektakularna metamorfoza, ale należy docenić choćby próbę zmiany na lepsze. Może nie wszyscy to dostrzegają i doceniają, ale we wtorkowym meczu z Olympiakosem Pireus, mogliśmy już zaobserwować nieco bardziej uspołecznioną wersję Ariena Robena, tę mniej egoistyczną. Ja w każdym zobaczyłam, że Holender posiada także swoje drugie oblicze - i muszę przyznać, że bardzo mi się ono spodobało! Tym bardziej niezrozumiała była dla mnie nota, którą wystawił mu Kicker - jedna z najsłabszych w Bayernie... Naprawdę dziwne! Gdy wreszcie Roben zaczyna grać tak, jak wszyscy tego od niego oczekują (podania, wspaniała asysta, za którą Muller wymownie mu podziękował), zostaje to ocenione źle...
 
* Cdn... I myślę, że życie napisze całkiem ciekawy scenariusz. Gdy w jednym miejscu i czasie dochodzi do nagromadzenia tylu ciekawych postaci - nie może być inaczej! 

Teraz czas na puentę. Co z tym humanitaryzmem, litością, altruizmem? Już wyjaśniam. Otóż taktyka trenera Bayernu Monachium w swych założeniach wydaje się być genialnie prosta i efektywna. Wygrywanie  wszystkiego jak najmniejszym nakładem sił, przy optymalnym wykorzystaniu potencjału zespołu. Optymalnym - nie znaczy maksymalnym. Jak? Poprzez jak najdłuższe utrzymywanie się przy piłce, pressing, pewność, spokój i cierpliwość - to się jak dotychczas niemal zawsze sprawdzało i skutkowało nieprawdopodobną ilością wypracowanych sytuacji bramkowych. Jednakże tylko mały procent tych sytuacji przekłada się na zdobyte bramki. To znaczy Bayern strzela mnóstwo goli, ale przecież ma się często nieodparte wrażenie, że... mogłoby być tych goli co najmniej drugie tyle.
Tak po prostu.
Ta drużyna ma taki potencjał w ofensywie, że aż strach pomyśleć, co by było gdyby nie... Roben i jego altruizm. Tak, tak - altruizm, a nie jak wszyscy sądzą - egoizm. Bo może i Arien niebywałym indywidualistą jest, ale jednocześnie w swym egoizmie, przyczynia się do tego, że porażki z Bayernem nie są aż tak dotkliwe dla jego rywali, jakby mogły być. Można więc powiedzieć, że w pewnym sensie jest altruistą, kimś kto działa na korzyść innych. Nawet jeśli jest to działanie mimowolne i niezamierzone...
O ileż więcej mogłoby paść goli, gdyby Holender zamiast dryblować do upadłego i strzelać na siłę, po prostu częściej podawał...
O ile większego upokorzenia mogłyby doznawać drużyny przegrywające z Bayernem, gdyby Roben nie marnował tylu sytuacji, gdyby częściej dostrzegał na boisku swoich kolegów, gdyby sięgał wzrokiem nieco dalej, niż czubek jego własnego nosa...
W efekcie egoistyczny wobec partnerów z boiska holenderski piłkarz, staje się prawdziwym dobrodziejstwem dla tych, z którymi rywalizuje - osłabiając skuteczność strzelecką własnej drużyny, jednocześnie zmniejsza skalę porażki przeciwnika. Roben czasem rozdaje swoim rywalom "prezenty" w postaci straconych szans na gole. Działa więc na korzyść innych...

Wiem, wiem - pokrętna to retoryka. Dlatego też radzę traktować te moje wywody z odpowiednim dystansem, a nawet z przymrużeniem oka. Ale z drugiej strony, cała ta sytuacja daje do myślenia... Wiele scenariuszy należy brać pod uwagę. Wszak chyba nikt nie ma wątpliwości, że Guardiola to inteligentny facet i raczej nie psułby swojej własnej roboty niepotrzebnymi rotacjami w składzie. Może więc jest w tym wszystkim jakiś ukryty cel - na przykład próba zamaskowania prawdziwej siły Bayernu, przystopowania tej rozpędzonej machiny, której jak do tej pory prawie nikt nie jest w stanie zatrzymać? Przecież Guardiola musi wiedzieć, że powinien rozkładać siły na cały sezon, żeby szczyt formy przyszedł w odpowiednim momencie. Może po prostu chce uniknąć błędów z poprzednich dwóch lat - gdy odpadał w półfinale LM. Dlatego ciągle eksperymentuje, nie zadowala się gdy coś funkcjonuje dobrze, wciąż rotuje składem i szuka nowych rozwiązań. Umiejętnie wprowadza do gry nowych zawodników, ogrywa ich - by na wypadek kontuzji tych podstawowych mieć wciąż mocną drużynę. Dlatego wreszcie nie rezygnuje z Robena, choć przecież nie lubi, gdyś ktoś nie chce podporządkować się jego taktyce (chociażby przykład Zlatana Ibrahimovicia). Bo być może jest tak, że Roben ze swoją mało kolektywną grą - wbrew pozorom - jest częścią przemyślanej strategii Guardioli...?
Strategii, w której Bayern jest mocny i groźny, ale nie tak, jak mógłby być. Strzela mnóstwo goli, ale mogłoby ich padać przecież więcej...
 
Wydaje się, że ekipa z Monachium, to jest dziś zespół znajdujący się poza zasięgiem każdego innego klubu w Bundeslidze. Ja ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, że jeśli nie wydarzy się jakiś kataklizm w związku z kontuzjami, to również w tym sezonie nikt nie powinien odebrać im tryumfu w Lidze Mistrzów. Nikt. Nawet Barcelona, która podobno jest z innej planety i wszyscy ostatnio pieją z zachwytu nad grą Messiego, Neymara, Suareza  i spółki.
Dlaczego? Bo odnoszę wrażenie, że choć jedna i druga drużyna wciąż nie gra na maksimum swoich możliwości, to... jednak, rezerwy Bayernu są znacznie większe.
I właśnie te rezerwy Guardiola zamierza uaktywnić - ale dopiero na wiosnę.
Póki co, można powiedzieć, że Bayern gra dość humanitarnie. Stara się nie kopać leżącego, wygrywać, ale nie gromić i nie upokarzać. Bo nawet jeśli ktoś nazywa wygraną 4:0 pogromem, to w przypadku Bayernu jest to mijanie się z prawdą. Ten zespół, sprawia czasem takie wrażenie, że gdyby naprawdę chciał kogoś zmiażdżyć, to po takiej próbie, zamiast trawy, na boisku pozostałyby tylko ruiny i zgliszcza, a wynik byłby dwucyfrowy...
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz