Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 29 września 2015

DŁUGI LIGOWY WEEKEND ZA NAMI. CZAS NA ZMAGANIA LM I LE. A W TLE JUŻ MYŚLIMY O MECZACH REPREZENTACJI...

MEDIALNE SZALENSTWO Z RL9  - I JAK TU TERAZ WYCISZYĆ EMOCJE?

Apetyt rośnie w miarę jedzenia - coś w tym jest. A jeśli chodzi o patrzenie? Na dobry mecz, na wyjątkowego zawodnika, na wspaniałe widowisko? Sytuacja analogiczna - piękne boiskowe widoki sprawiają, że... chcemy takich obrazków więcej i więcej! I coraz trudniej nas zadowolić. Bo tak jak po spróbowaniu  tiramisu, czy bezowego tortu, przestajemy być zainteresowani zwykłą drożdżówką, tak po słynnym pięciopaku w 9 minut, nie zwali nas z nóg "zwykły" hat trick, czy nawet zdemolowanie przeciwnika, z którym wygrywa się różnicą 5 - 6 bramek na przykład...
Do czego zmierzam?
Chciałabym podkreślić, jak bardzo zmienia się optyka kogoś, kto karmiony na co dzień przeciętnością, nagle  posmakował czegoś z wyższej półki, czegoś wyjątkowego... Chciałabym zauważyć, jak bardzo przez ten ostatni  tydzień zmieniliśmy się my, Polacy - na fali euforycznego wręcz uniesienia spowodowanego nieprawdopodobnym wyczynem RL9...
Tej fali dali się chyba ponieść już chyba wszyscy, poczynając od dziennikarzy (co zrozumiałe), poprzez wszelkiego rodzaju "ekspertów" dzielących się swoją fachową opinią na forach internetowych, kończąc na rozmowach  Kowalskich z Nowakami w tramwajach, sklepach, windach...
Dałam się niej ponieść również ja... choć coraz wyraźniej dociera do mnie, że czas najwyższy przestawić się już na opcję raczej chłodnego i w miarę obiektywnego obserwowania futbolowej rzeczywistości. Czas uzmysłowić sobie, że chwile takie, jak te, które mieliśmy okazje przeżywać w ciągu minionego tygodnia, to nie będzie od teraz nasz chleb powszedni, tylko raczej coś, co i owszem zdarza się co jakiś czas, ale czego z pewnością nie należy oczekiwać po każdym występie naszego czołowego snajpera.
Fakt, Lewandowski w meczu z Wolfsburgiem sam sobie bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę, a występem z Mainz tylko potwierdził, że jest na fali... I teraz już niemal każdy chce oglądać tylko takie  mecze i takie jego występy, które na trwale zapisują się w historii, nie tylko Bundesligi. A przecież tak nie będzie, tak się nie da...


POWOLI ZACZYNAMY MYŚLEĆ O KADRZE...

Mówiłam o zmianie optyki. No tak, staliśmy się większymi optymistami, z większą nadzieją patrzymy w futbolową przyszłość, zwłaszcza w kontekście dokonań i możliwości naszej reprezentacji. Na mecze ze Szkocją i Irlandią czekamy z niecierpliwością i  jeszcze większym podekscytowaniem, niż wcześniej. Zobaczymy, jak to wszystko będzie wyglądać już za kilkanaście dni.
Tymczasem z uwagą obserwujemy dokonania i formę naszych kadrowiczów w ich klubowych występach. Wszystkich, nie tylko Lewandowskiego. Bo choć ten tydzień bez wątpienia medialnie należał w 99% do niego właśnie, to jednak w pojedynkę z Wyspiarzami nawet on sobie nie poradzi. Musi mieć wsparcie. Obserwując występy naszych czołowych reprezentantów i wyniki tych najbardziej interesujących nas spotkań, możemy chyba być umiarkowanie zadowoleni. No w każdym razie wygląda to wszystko obiecująco, choć oczywiście znajdą się też powody do niepokoju, choćby o prawą obronę (słaba forma Olkowskiego i absencja Piszczka w ostatnich meczach Borussi). Tak w ogóle, to cała nasza defensywa stanowi w dalszym ciągu jedną wielką niewiadomą. Dobrze że przynajmniej bramkarzy wciąż mamy solidnych. No i jeszcze ostatni występ Rybusa w tej formacji może napawać optymizmem. Do gry po kontuzji wrócił także Pazdan. Miejmy nadzieję,  że będzie się prezentował u boku Glika co najmniej tak samo dobrze, jak ostatnio.
Zdecydowanie lepiej sytuacja wygląda na środku pola i w ataku. Jeśli Grosicki nie obniży poziomu reprezentowanego w ostatnich występach kadrowych, a Błaszczykowski potwierdzi rosnącą formę, którą pokazuje w spotkaniach Fiorentiny, to o skrzydła powinniśmy być spokojni. Podobnie jak o napastników - Milik i Lewandowski wciąż w formie, a ich kluby wygrywają. Czyli norma. Jest dobrze i tak trzymać Panowie! ;)

TERAZ CZAS NA ZAPREZENTOWANIE SIĘ W EUROPEJSKICH PUCHARACH...

Ale, ale - nie tak szybko do tej kadry pędźmy, bo po drodze nasi bohaterowie mają jeszcze do pokonania rywali w europejskich pucharach. Najpierw Liga Mistrzów. O Lewandowskiego i spółkę z Monachium się nie martwię - Bayern powinien łatwo uporać się u siebie z Dinamo Zagrzeb. Podobnie rzecz się ma z wyjazdowym spotkaniem klubu powracająceg po kontuzji Wojciecha Szczęsnego - AS Roma zmierzy się z Bate Borisov. Choć tutaj istnieje większe prawdopodobieństwo, że klub z Białorusi może sprawić jakąś niespodziankę.
Dużo trudniejsze zadanie wydaje się mieć grający w barwach Sevilli Grzegorz Krychowiak, który w środę uda się do Turynu, by spróbować zdobyć punkty z Juventusem. Bukmacherzy zdecydowanie stawiają na Włochów, choć ci, delikatnie mówiąc, nie zachwycają w lidze (zaledwie 15 lokata po 6 kolejkach).

No i na koniec Liga Europy i nasze dwa rodzynki  - Legia i Lech...
I w tym miejscu należałoby zrobić przerwę  na głęboki wdech i chwilę zadumy...
Co powiedzieć o sytuacji i atmosferze w tych klubach, które miały być naszą nadzieją na choćby namiastkę tych emocji, które są udziałem kibiców z innych krajów...? 
Wciąż niby ta nadzieja teoretycznie jest. Wciąż jest szansa na sukces, ale obecne wyniki i dokonania ligowe nie napawają optymizmem.
Legia gra w kratkę. Miewa przebłyski, ale do stabilizacji formy daleko. Podobnie jak do pewniaka na ławce trenerskiej. Dotychczas był nim Henning Berg, wydawało się że nie do ruszenia, mimo wszystko. Dziś już głośno się mówi o zaawansowanych rozmowach ze Stanisławem  Czerczesowem, rosyjskim trenerem słynącym z zamiłowania do żelaznej dyscypliny i całkowitego podporządkowania sobie zawodników...
Kto wie, może tego właśnie Legionistom brakuje - takiego rosyjskiego bata...? To się okaże... Pod warunkiem, że dojdzie do podpisania kontraktu. Bo tego, że rozmowy się odbyły, nie zaprzecza nawet sam prezes Legii.

A Lech?
Jak to Lech, bez zmian, bez polotu, bez emocji, bez efektów. Niezmiennie bezradny i niezdolny do zwycięstw. Co najwyżej do remisu - jak ostatnio w lidze i jak ostatnio w pucharach. No i jak ostatnio pod wodzą smutnego i bezradnego Macieja Skorży, którego pozycja jednak (o dziwo) wydaje się nie zagrożona...

I choć na świecie to wtorek i środa będą rozpalać największe emocje, to ja z największą niecierpliwością czekam na czwartek...
No tak. Tak już mam.
I jeśli powiem, że w obecnej sytuacji ja nadal będę czekać na te czwartkowe mecze z nadzieją... to zapewne narażę się na kpiny i szyderstwa.
Klimat w obydwu naszych klubach jest nieciekawy, fakt. Forma piłkarzy - wiadomo. Rywale, FC Basel w przypadku Lecha i Napoli jeśli chodzi o Legię - może nie najmocniejsi, ale to solidne europejskie kluby, których poziom zdecydowanie przewyższa ten, który prezentuje beniaminek Ekstraklasy... A z nim, jak wiadomo, Legia nie była w stanie ostatnio sobie poradzić. Remis z Termaliką to było wszystko, na co stać wice mistrza Polski. Mistrz Polski także tylko zremisował ze słabiutkim Górnikiem Zabrze...
W dodatku to zamieszanie wokół tematu zmiany na ławkach trenerskich...
Atmosfera nie jest dobra, nie sprzyja spokojnej koncentracji i dobremu przygotowaniu mentalnemu do takich ważnych spotkań. Jednak ja wciąż nie tracę nadziei, wiary w to, że w końcu nastąpi przełom...
Czy oprócz mnie jeszcze ktoś w to wierzy?

Byłoby miło - tak zaskoczyć zdołowanych, sfrustrowanych i wątpiących kibiców...
Pomyślcie o tym Panowie z Poznania i Warszawy...
Bo cała Polska na Was patrzy, mimo wszystko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz