Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 3 września 2015

TEN TYDZIEŃ NALEŻY DO PIŁKI - TAKICH EMOCJI DAWNO NIE BYŁO W FUTBOLOWYM ŚWIECIE!

Czegóż to nie przyniósł nam miniony weekend - poczynając od kilku zaskakujących wyników potyczek w naszej rodzimej Ekstraklasie, poprzez mniej, lub bardziej udane występy naszych rodaków w zagranicznych ligach , na "aferze" z egoistycznym Robenem w roli głównej kończąc.
A jakby tego było mało, to w tle wspomnianych wydarzeń, co i rusz przewijały się kolejne dziennikarskie spekulacje i informacje o rzekomych i faktycznych transferach.
Gdyby jednak przypadkiem ktoś jeszcze czuł niedosyt sportowych emocji, to już od poniedziałku media powoli zaczęły nas wprowadzać w klimat zbliżających się spotkań drużyn narodowych, w ramach eliminacji do Euro 2016.
Czyż szanujący się bloger może pominąć milczeniem takie natężenie sportowych emocji? Możliwość skomentowania przynajmniej niektórych kwestii, stanowi zbyt wielką pokusę, bym mogła z niej dobrowolnie zrezygnować ;-)
Na pierwszy ogień niech pójdą kwestie związane z głośno komentowanym na wszelkiego rodzaju forach internetowych, konfliktem na linii Arien Roben - Robert Lewnadowski. Przyznam, że sama uwielbiam czasem angażować się w takie dyskusje, których temperatura czasem dorównuje tej w krajach tropikalnych, a emocje rozgrzewają do czerwoności nawet... czcionkę:))
Po prostu lubię czasem tak właśnie "na gorąco" skomentować jakiś artykuł, czy też czyjąś wypowiedź. Żeby jednak nie powtarzać się, odsyłam zainteresowanych tutaj

Podobnie rzecz się ma z kwestią transferu Jakuba Błaszczykowskiego do Fiorentiny - także skomentowałam to prawie natychmiast po oficjalnym komunikacie. Czytaj tutaj
Tak ja widzę ten transfer - przez pryzmat niehonorowego zachowania klubu wobec gracza, który oddał mu całe swoje serce, spędził w Dortmundzie 8 lat i był szanowany przez kibiców. Pozostał niesmak, ponieważ takim firmom, jak Borussia, takie zachowanie nie przystoi...
A - i jeszcze jedno. Nie wierzę w to dementi menadżera Shalke - że niby nie było żadnych negocjacji w sprawie transferu. Może i oficjalnych nie było. Jednak, jak Kuba mu odmówił i jeszcze to publicznie uzasadnił (chyba niepotrzebnie...), to co pan Horst Heldt miał powiedzieć? Wiadomo przecież, jak bardzo oba kluby z Zagłębia Ruhry się "kochają"...


Czas teraz podsumować rozstrzygnięcia w najciekawszych spotkaniach 7 kolejki ekstraklasy. Oczywiście mecz, który był chyba najszerzej komentowany (na jego temat głos zabrał nawet sam prezes Boniek), to rozstrzygnięty na korzyść klubu z Niecieczy  bój z mistrzem Polski. Lech po raz kolejny się nie popisał, a debiutujący w Ekstraklasie klub, znowu zadziwił piłkarski świat. No może nieco się zagalopowałam.. ;)  Ale nawet jeśli nie cały świat, to w skali lokalnej, czyli naszego polskiego podwórka, Termalica Bruk-Bet Nieciecza pokazuje, że nie zawsze doświadczenie, czy głośne nazwiska, są niezbędnym elementem by wygrywać z teoretycznie silniejszymi zespołami. I o ile pozytywny zapał i efektywność beniaminka cieszy, to postawa mistrza Polski w kontekście zbliżających się meczów fazy grupowej LE, już coraz bardziej niepokoi.
Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała  poszukać chociażby maleńkiego światełka w tunelu nadziei. W przypadku drużyny Michała Probierza to światełko rozbłysło nawet nieco większym płomieniem, po tym, jak Lech ogłosił kadrę na tegoroczną fazę grupową Ligii Europy. Wygląda na to, że problemy związane z kontuzjami, zostały zażegnane. Pozostaje tylko pytanie o formę powracających po dłuższej przerwie zawodników...
Legia też nie była w stanie wygrać swojego ligowego spotkania, ale w jej przypadku z góry było wiadomo, że z takim przeciwnikiem, jak Jagiellonia Białystok, łatwo nie będzie. I nie było. Choć zremisować z trzecią drużyną poprzedniego sezonu, to przecież żaden wstyd.
Chociaż wiadomo, że bylibyśmy wszyscy w lepszych nastrojach, gdyby nasze dwa zespoły szykujące się na LE, pokazywały moc w Ekstraklasie - a tym samym utwierdzały nas w przekonaniu, że nasze nadzieje na sukces nie są płonne...
Nie mniej jednak, ja będę uparcie obstawać przy swoich wcześniejszych tezach, że jak już pierwsze emocje opadną, faza grupowa się zacznie, to zarówno Lech, jak i Legia powinny wrócić na właściwe tory, odnaleźć swój dobry rytm, który przecież już niejednokrotnie obie drużyny nam prezentowały w tym roku.
A wpadki w lidze? Zdarzają się każdemu, nawet Barcelonie ;)

Poczekajmy więc spokojnie do 17 września, na pierwsze mecze. Lech Poznań podejmie u siebie CF Belenenses zaś Legia Warszawa zmierzy się na wyjeździe z FC Midtjylland.
Jeszcze ciekawiej zapowiada się druga kolejka i możliwość zrewanżowania się Szwajcarom za dwie wcześniejsze porażki w ramach eliminacji do LM, kiedy to 1 października piłkarze z Poznania wybiorą się na podbój Bazylei. Oby tym razem obyło się bez pechowych kartek i przykrych kontuzji. Jeśli tak się stanie, nadal obstawiam, że FC Basel jest w zasięgu mistrza Polski.
Legia natomiast w drugiej kolejce powalczy z faworyzowanym (choć jak twierdzi Guilerme: faworyzowanym przedwcześnie- a ja się z nim zgadzam...) SSC Napoli. Kto ma rację - okaże się już 1 października.

Zanim jednak pochłonie nas świat emocji związanych z piłką klubową, wszystkich wytrawnych kibiców piłki nożnej w Polsce czeka prawdziwa uczta  - już jutro spróbujemy po raz drugi urwać punkty Niemcom, tym razem jednak na ich terenie. Tym wydarzeniem żyje od paru dni nie tylko całe piłkarskie środowisko Polski i Niemiec. Zainteresowanie meczem jest z wiadomych względów ogromne, spotkanie ma być transmitowane do ponad 60 krajów, w tym do tak egzotycznych miejsc, jak Mozambik, Macao, Indonezja, Brunei.
Coś mi się wydaje, ze mistrzowie świata nie byli tak zmotywowani i zdeterminowani od bardzo dawna. Mają świadomość, że ewentualne kolejne potknięcie zaleje ich taką falą krytyki, jakiej chyba nie pamiętają najstarsi zawodnicy w kadrze... To już jednak nie nasz problem.
U nas także najwyższa mobilizacja i bojowe nastawienie. Największym zmartwieniem wydaje się być wymuszona kontuzją absencja Michała Pazdana, na którego bardzo liczyliśmy, po udanym występie z Gruzją. Wydawało się, że odwieczny problem ze skompletowaniem linii obrony mamy rozwiązany, ale ten wraca jak bumerang...
Jednak trener Nawałka nie raz już udowodnił, że potrafi całkiem dobrze radzić sobie z tego typu sytuacjami, z pewnością i tym razem znajdzie optymalne rozwiązanie.
Trzeba mu zaufać, bo na to sobie zasłużył. Póki co jego decyzje, tak nieraz mocno krytykowane, bronią się same, a wyniki potwierdzają, że intuicja trenera polskiej kadry nie zawodzi.
Oby i tym razem tak było!!!
DO BOJU ORŁY, JESTEŚMY Z WAMI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz